Zwyczajnie - miłość (XV) Dopasowanie
te;tko obciętymi-pomalowanymi na marchewkowy kolor włosami – rzadkimi i ułożonymi raczej mało starannie. Wpadła, jakby się paliło, zaglądając w każdy kąt.
- No nie, no, moje drogie dzieci. Tak to się nie robi. Ja tu w pełnym zaufaniu powierzyłam wam mieszkanie, a wy tu takie rzeczy. Jak tu można teraz komuś zaufać? No jak można? – mówiła z gniewem – To dobrze, że człowiek ma jeszcze dobrych sąsiadów i mu powiedzą. Na takie rzeczy to ja się nie godziłam. – krzyczała przechodząc po mieszkaniu ku ogromnemu zaskoczeniu lokatorów.
- Ale o co chodzi? – spytał niepewnie Dawid, a Magda powtórzyła po polsku.
- O co chodzi? Zrobiliśmy coś nie tak?
- Coś nie tak? Ty tu rybeńko głupiej nie udawaj, bo ty dobrze wiesz co jest nie tak. Jak wynajmuję mieszkanie komuś na parę dni, żeby tylko miał gdzie przycupnąć, to nie znaczy, że zgadzam się, żeby tu rodzinę sprowadzał i mi przemeblowanie robił. Nie ze mną te numery. Ja tu mam stałych studentów, którzy tu od października mają wrócić, a żadnej rodziny na lokatornym nie potrzebuję. Ja wiem jak to jest. Potem tylko kłopoty z tego, bo na opłaty nie mają, dzieci płaczą, a na bruk nie wyrzucisz. Nie ma. I jak my to się teraz będziemy liczyć? Co? Wynajmowałam mieszkanie jednej osobie za trzydzieści złotych na dobę ze wszystkim. Taniej nigdzie nie znajdzie, a tu co? Dwie osoby to podwójne zużycie wszystkiego i wody i prądu i gazu. Wszystkiego. Nie ma tak. Ty tu jeszcze będziesz udawała głupią i głupią ze mnie robiła. W tej chwili mi się zabierać.
- O co chodzi? – powtórzył zdezorientowany nieco Dawid.
- O to, że ja się tu sprowadziłam. Zaraz ci wytłumaczę. Poczekaj. Niech pani posłucha, – Magda zwróciła się do kobiety siląc się na spokojny ton – Wprowadziłam się tu wczoraj wieczorem i mieliśmy to pani zgłosić, tylko nie zdążyliśmy. Nie mamy z resztą zamiaru długo tu pozostać. Szukamy mieszkania. Pobędziemy tu najwyżej jeszcze tydzień i wyprowadzimy się. Nie ma obawy.
- Ja się nie będę niczego obawiać, bo policję tu wezwę zaraz jak mi w tej chwili… - w tym momencie Dawid wcisnął kobiecie do ręki ostatnie trzysta złotych jakie mu pozostało i spojrzał na nią pytająco
- Do kiedy możemy zostać? – spytał i spojrzał na Magdę, a ona przetłumaczyła.
- Daję wam czas do soboty i lepiej żebyście coś znaleźli. Na żadne pary tutaj się nie godziłam. Tak?
Dawid odpowiedział jej coś po bułgarsku wykonując te same miny i gesty, które ona wykonywała, tylko trochę bardziej, po czym zwrócił oczy na Magdę usiłującą powstrzymać rozbawienie.
- Co powiedziała? – spytał.
- Do soboty.
Znów mówiąc coś po bułgarsku odprowadził gościa do drzwi i niemal wypchnął kobietę za nie.
- Kochanie powiedz pani, żeby wpadła w sobotę po klucze – zwrócił się do Magdy pozostającej przy drzwiach kuchennych i ta zakomunikowała.
- Mój mąż ślicznie pani dziękuje za wizytę i uprzejmie prosi, aby przyszła pani w sobotę. Do widzenia
i dziękujemy za odwiedziny. – Kobieta zniknęła za drzwiami zamkniętymi na łucznik przez Dawida. Młodzi małżonkowie spojrzeli po sobie i najpierw ona, a następnie on zaczęli się śmiać. Najpierw śmiech, a potem kilka kroków, dystans zmniejszył się do paru centymetrów. Dawid wsunął dłoń na szyję swej żony . Tutaj nastąpiło spotkanie wzroku i pauza. Uśmiech milczeniem zastygł na ustach, oczy w niemych niedopowiedzeniach zaczęły coś kombinować między sobą.
– I love you – wyszeptały usta – jego usta. To było zaskoczenie. Nie spodziewała się tego Magda. Właściciel ust się nawet nie spodziewał, a usta to zrobiły – pod urokiem chwili, czy też z głębi podświadomości, ale jednak. Dawid objął dłońmi jej twarz patrząc na nią i poruszył brwiami w taki sposób, jakby chciał powiedzieć – no i por