Zwyczajnie - miłość (XV) Dopasowanie
obiło się.
- E tam – odrzekła ona i spuściła wzrok nie potrafiąc jednak ukryć zadowolenia z powodu usłyszenia niespodziewanego wyznania. Potem wargi się znalazły w związku z tym, że daleko szukać się nie musiały i stało się to, co siłą natury i instynktu zazwyczaj się dzieje w pierwszych miesiącach po ślubie. Dopiero po jakimś czasie, leżąc wtuleni w siebie i patrząc w sufit, zaczęli analizować sytuację. Wyrzucano ich z wynajętego mieszkania, nie mieli gdzie się podziać, nie mieli pieniędzy, a po pomoc do rodziców jakoś tak wstyd było się udać. Oboje milczeli, ale Dawid chyba domyślił się, że ona musi myśleć o tym samym, bo po pewnej chwili odezwał się.
- Damy sobie radę. W różnych sytuacjach dawałem sobie radę, więc i teraz… Bóg nam pomoże. – przyciągnął ją ramieniem i pocałował jej włosy.
- Bóg? – spytała – Jeśli my będziemy czekać, że Bóg wszystko za nas zrobi to raczej dobrze na tym nie wyjdziemy. Ile masz pieniędzy?
- Dwa?
- Dwa tysiące? – spytała.
- Nie. Dwa.
- Znaczy dwieście złotych? – tu trochę się zaniepokoiła.
- Nie. Dwa zety. Taka wasza moneta. Resztę oddałem tej kobiecie.
- Jesteśmy zupełnie bez pieniędzy? – Magda przerażona usiadła na łóżku mierząc swego męża niedowierzającym spojrzeniem. – Nie mamy nawet na śniadanie?
- Kupiłem przecież jedzenie i teraz mam gitarę. Damy radę. Moja w tym głowa.
- A co ty masz zamiar zrobić z tą gitarą? Sprzedasz ją? Na długo nam nie starczy.
- Będę grał. Dzisiaj już zarobiłem parę złotych. Jutro też na pewno się uda, a Michał obiecał, że pomoże mi znaleźć pracę. Spokojnie. Będzie dobrze.
- Dawid wybacz, ale spokojna w takiej sytuacji to ja być nie mogę. Do soboty mamy się stąd wynieść i nie mamy gdzie, nie mamy grosza i mamy dzieci w drodze. To nie jest śmieszne.
- Bóg wie najlepiej co jest dla nas dobre. Wie najlepiej czego potrzebuje nasza dusza do zbawienia. Jest mocą ożywiającą i napełniającą każde żywe stworzenie. Jak zaufamy i poddamy się Mu, On nas poprowadzi. Nie martw się. Widocznie to mieszkanko nie jest miejscem dla nas. Bóg chce, żebyśmy poszli gdzie indziej. Poprowadzi nas.
- Nie wiem czy zazdrościć ci twojej wiary, czy zacząć się poważnie martwić. To jakiś obłęd. – Magda w oczach miała przerażenie, a w wyobraźni już zaczęły jej się pojawiać zasmarkane, brudne i płaczące dzieci, w jakichś slumsach, na przedmieściach. Ona jednak do takiej sytuacji dopuścić nie miała zamiaru. - Jeżeli chodzi o mnie to wierzę, że mamy wolną wolę i jesteśmy wystawiani w życiu na różne próby. Podejmujemy decyzje, ponosimy konsekwencje. Teraz, albo pomyślimy i zorganizujemy się jakoś, albo marnie skończymy. Tyle mojego. W niedzielę gramy ten koncert w parku. Mam prawie skończony drugi utwór. Porozmawiam z tatą. Może uda się to gdzieś sprzedać. Przecież nie może być tak, że ludzie będą się zachwycać, a ja będę przymierać głodem. Tak? – Magda była zdeterminowana.
- Coś w tym jest – pokiwał głową Dawid.
- A jakby nie, znajdę gdzieś pracę. To jest sezon turystyczny. Hotele i ośrodki świadczące usługi turystyczne potrzebują osób znających języki, a ja sobie z językami radzę. Tak? Mogę pracować nawet jako kelnerka, albo recepcjonistka.
- A jakbyśmy wyjechali z Polski? – zaproponował Dawid nieco niepewnie, patrząc na swą żonę spod brwi. – Moglibyśmy pojechać do Wielkiej Brytanii, albo Irlandii. Jesteście w Unii. Prawda?
- Wyjechać? – tu Magda ogarnęła wzrokiem swoje rzeczy wyglądające zewsząd, a następnie objęła głowę, zastanowiła się i spojrzała na Dawida. – Do innego kraju? Mam studia do skończenia. Tutaj mam wszystko co znam. Z resztą. Za co mielibyśmy wyjechać?
- Jakoś zarobimy na podróż. Tak? – usiadł obok niej i sięgnął do jej dłoni - Masz w plan