Zwyczajnie - miłość (XIV) Krok w nieznane
ie pojawiła się w zarzuconym rzeczami przedpokoju, a ona nie zatrzymując się spytała.
- A masz coś przeciwko? Nie sądzisz, że to jest jedyny sposób na poznanie się?
- Myślę, – pokiwał głową rozważając coś przez chwilę w sobie i uśmiechnął się – że to dobry pomysł. Bardzo dobry. Może to mieszkanko… Trzeba będzie coś pomyśleć, ale… damy radę. W różnych sytuacjach sobie już radziłem, więc i teraz sobie poradzimy. Damy radę. – podszedł do niej i przykucnął. Kucała właśnie przy szafce w przedpokoju i wybierała swoje buty. Nachylił się, położył dłoń na jej szyi i nakierował jej spojrzenie na siebie. Kiedy spojrzała uśmiechnął się.
- Dziękuję za szansę – wypowiedział cicho.
- To nie ja, tylko sytuacja. Nie pochlebiaj sobie. Póki co, nic nie jest przesądzone – odpowiedziała z dozą złości, ale on mimo to uśmiechnął się i pocałował jej czoło.
- Nie pożałujesz. Czuję, że wszystko nam się ułoży. - wstał i patrząc na panią domu zapewnił. - Będę o nią dbał. Nie skrzywdzę. Ma pani moje słowo.
- Dobra, dobra – odezwał się w tym momencie wchodzący do mieszkania Michał – Póki co pomóż mi pozanosić na dół pudła, torby i jedziemy. Pokażesz mi gdzie to wyładować i pomożesz w rozładunku. Nie mam zamiaru znowu tego wszystkiego sam dźwigać. My to zawieziemy, a Magda spokojnie tu sobie poczeka.
- No pewnie. Jasne.- zgodził się Dawid i poszedł za wskazówkami.
Przeprowadzaliście się kiedyś? Rozgardiasz, zamieszanie, bałagan i człowiek ze zdumieniem odkrywa ile materialnych gadżetów zgromadził, aby funkcjonować w społeczeństwie swoim tak – zdawałoby się - niepozornym ciałem. Niektóre rzeczy odkrywa, jakby na nowo, bo dawno zapomniał, że je ma, nad innymi siada i zamyśla się, bo przywołują masę wspomnień. Nie łatwo jest się szybko spakować, a jeszcze trudniej pożegnać się z mieszkaniem w którym spędziło się wiele lat i traktowało jak swoją przystań i azyl. Wyjść stąd, zamknąć drzwi, bezpowrotnie? I dokąd dalej?
Obiad był sporo opóźniony, a po nim Dawid został jeszcze poproszony na rozmowę na osobności przez teścia. Weszli do jego gabinetu. Dębowe biurko, dużo porozkładanych papierów z nutami, pianino, portrety wielkich kompozytorów pomiędzy bluszczami i paprociami wiszącymi na ścianach. Meblościanka z żywego drewna, a w niej głównie książki - przeważnie w grubych tomach. Duży, skórzany, głęboki fotel. W nim rozsiadł się Stanisław, a zięciowi wskazał krzesło. Usiedli naprzeciw siebie. Dawid spojrzał z wyczekiwaniem. Chwila milczenia. Profesor najwyraźniej układał w głowie to co chce powiedzieć.
- To co ci teraz powiem ma zostać między nami i ani słowa Magdzie. Rozumiesz?
- No dobrze. Ani słowa.
- Więc słuchaj. Co do Magdy, ja mam wielkie marzenia i oczekiwania. Dziewczyna ma talent i mówię to nie dlatego, że jest moją córką. To moja duma. Jeżeli zniszczysz jej możliwości… Powiem inaczej. Oczekuję, że stworzysz jej warunki, aby mogła się rozwijać i nie zamkniesz jej w kuchni i pieluchach. Jeżeli będzie wam potrzebna pomoc to pomogę, ale to tylko między nami. Powierzam ci ją, ale nie bez obawy i wątpliwości. To nie jest zwyczajna dziewczyna. Potrafisz ją docenić?
- Wiem, że nie jest zwyczajna. Wiem, że jest wyjątkowa. Postaram się na nią zasłużyć.
- To raczej mało prawdopodobne, ale przynajmniej spróbuj dać jej możliwość rozwinięcia skrzydeł. Nie wiem co to jest, ale może masz w sobie coś co potrafi uwolnić jej wnętrze i ekspresję. Może ciebie potrzebowała. Nie wiem. Powierzam, ale będę obserwował. Nie zmarnuj mi dziecka.
- Oczywiście, ja zrobię co w mojej mocy, ale przypuszczam, że choćbym chciał w czymś ją ograniczyć ona mi na to nie pozwoli. Ma silną osobowość.
- Silną osobowość powiadasz? – spytał profesor z lekkim zdumieniem i uśmiechnął się – Może