Zwyczajnie - miłość (XIV) Krok w nieznane
Do czego zmierzam? Do Piotra i jego pytania – Dlaczego? Co zrobiłem nie tak? - Czytał ktoś? Pamiętacie? Nie napiszę tu, że Piotr cokolwiek zrobił nie tak. Nie przypiszę mu wzorem telenoweli i większości romansów ukrytych, podłych cech. Jest świetnym facetem – inteligentnym, miłym, troskliwym, odpowiedzialnym i przystojnym. Pewnie, że ma tam jakieś swoje słabości, ale zupełnie nieszkodliwe. Dlaczego więc Magda uległa Dawidowi? Trzeba by przyjrzeć się Magdzie. Od wczesnego dzieciństwa wymagano od niej perfekcji i ona starała się ze wszystkich sił, aby nie zawieść oczekiwań. Była jedną z najlepszych, najpilniejszych uczennic w szkole, grzeczną córką, wygrywała konkursy muzyczne, zawsze pod presją tego, że wszyscy na nią liczą, a jeśli się nie uda wszystkich zawiedzie. Piotr też był idealnym wyborem dla wszystkich. Takiego wyboru oczekiwała przyjaciółka, rodzice, otoczenie, a ona go lubiła. Może nawet bardzo. Czy jednak to był jej własny wybór? Może tak nie do końca. No i w końcu stało się to, czego się bała. Pojechała na konkurs do Las Vegas i noga jej się powinęła. Zdyskwalifikowano ją. Spotkała Dawida, a on zupełnie nieoczekiwanie dał jej poczuć, że wcale nie musi być perfekcyjna, idealna, że ma prawo popełniać błędy. Przy nim nagle mogła zrzucić balast presji, przymusu wewnętrznego, poczuła się wolna. Nie uległaby, gdyby nie alkohol, bo wpojone zasady by jej na to nie pozwoliły, ale alkohol nie był tu przyczyną samą w sobie, tylko raczej rodzajem otwieracza na to, co tkwiło w niej głębiej. Ona jeszcze nawet tego nie wie, nie uświadamia sobie. Teraz po tym co powiedział jej Piotr, leży w swoim pokoju i ryczy powtarzając sobie, że jest nic nie warta, podła i nie zasługuje na miłość. Ojciec kazał jej się wynosić i jest święcie przekonana, że miał rację. Zawiodła wszystkich, jak nigdy dotąd. Modli się tylko przez łzy o to, by to nie odbiło się na jej dzieciach. Nie wie co dalej. Nie ma pojęcia. Jest przerażona.
Tamtej nocy Magda niewiele spała. Chciała zasnąć. Wtulona w poduszki, nakryta pachnącą kołdrą z zamkniętymi powiekami z utęsknieniem czekała na sen, ale nachalne myśli rodzące się w głowie całymi watahami skutecznie go odpędzały. Piotr, Dawid, nie skończone studia, niepewna przyszłość, dzieci w drodze. Miała o czym myśleć. Potem zaczęła sobie coś nucić, aby zagłuszyć jazgot własnej świadomości, a to sprawiło, że w jej wyobraźni pojawiła się ni stąd ni zowąd muzyka – nowa, inna, dziwna. Wstała i zaczęła pisać. Włączyła komputer, aby tam w swym ulubionym programie od razu zapisywać nuty i sprawdzać jak brzmią. Pisała, poprawiała, pisała od nowa i znów poprawiała. Coś sobie nuciła, coś znowu dodawała, wyjęła zapis muzyki, którą układała wcześniej. Początek na początek, koniec na koniec, a w środku te wszystkie teraźniejsze emocje. Siedziała do rana, zanim wydrukowała nuty i spróbowała je zagrać na pianinie. Tylko zaczęła. Nie miała siły. Była zbyt zmęczona. Odłożyła je i zasnęła. Spała prawie do południa. Nikt jej nie budził, a Anna tylko zaglądała, aby się upewnić, że córka oddycha i nic jej nie dolega. Zajrzał też profesor, podszedł do pliku wydrukowanych kartek i zaczął je przeglądać. Nie byłby sobą, gdyby go nie zainteresowały. Zabrał je cicho do salonu, aby osobiście na fortepianie sprawdzić co zawierają. Miałby kilka drobnych uwag, ale to była muzyka jego córki i nie chciał nawet się przyznawać, że to co tworzy go interesuje – jakkolwiek interesowało go bardzo. Jako ojciec i kompozytor, artysta duszą i ciałem przejmował się każdym dziełem i poczynaniem swego dziecka. Dziecko to czuł jako najbardziej swoje tak biologicznie jak i duchowo, toteż teraz ścierpieć nie mógł, że na własne życzenie gmatwa sobie życie. Jak nigdy wcześniej czuł się wobec stanu rzeczy bezsilny. Nuty odłożył cicho, tak jak wcześniej wziął