Zwyczajnie - miłość (IX) Jak to powiedzieć rodzicom?
Popęd seksualny to bardzo silny instynkt tkwiący w każdym organizmie, jako najbardziej pierwotny, naturalny, aktywizujący energię i kierunek działania. Kiedy feromony zaczną działać, a biologia raz zwycięży narzucone sobie zasady i ograniczenia, to działa niemalże jak narkotyk. Logiczne myślenie i całe tomy wpojonych norm etycznych rozmywają się jakby w półśnie. Czy można zapanować nad tą siłą? Oczywiście, że można. Człowiek to istota o tak wysokich umiejętnościach samokontroli i wykraczająca poza instynkty, że potrafi wszystko. Potrafi całe życie zachować celibat dla przyjętych zasad, potrafi oprzeć się największym pokusom, wyrzec się posiadania potomstwa ze względu na obrany kierunek rozwoju. Kiedy jednak posmakuje już się owocu, raz przekroczy się wytyczoną granicę i poczuje się rozkosz smaku o wiele trudniej powstrzymać się przed kontynuacją konsumpcji. Hormony wytworzone podczas zbliżenia i poczucie niemalże narkotycznego upojenia robią swoje, a świadomość, że już granice i tak zostały przekroczone, normy zerwane - dopełnia reszty. Mówi się, że miłość jest ślepa, zamyka nasze oczy na mnóstwo rzeczy. Nie wiem czy bardziej miłość to robi, czy biologia i hormony działające na mózg, ale coś w tym jest. Tak, czy inaczej, biologia i chemia organizmu to tylko część nas. Człowiek to istota społeczna, rozumna, złożona. Rozum i wewnętrzny kodeks etyczny muszą się odezwać prędzej czy później.
Magda wchodząc do swojego mieszkania myśli miała wciąż z taką intensywnością pochłonięte osobą swego przypadkowego męża, że nawet nie zdawała sobie sprawy, że mówi pod nosem.
- Przeklęty impertynent. Co on sobie wyobraża? Zarozumiały, arogancki kretyn. Nienawidzę, nienawidzę – pierwsze kroki skierowała do kuchni zupełnie zapominając o powitaniu z rodzicami. Była bardzo głodna, więc zajrzała do garczków. Zupa, pulpety, kasza. Najpierw musiała ściągnąć swe myśli z wędrówki, aby dostrzec ze świadomością to co ma przed sobą. Zapachy szybko przytwierdziły jej uwagę do obiektu pożądania w postaci jadła. Zupa ogórkowa była jeszcze ciepła. Sięgnęła do szafki po talerz, gdy do pomieszczenia weszła mama od progu pytając.
- To ty się tu kręcisz. Już się wystraszyłam. Jakieś takie pomruki, szuranie, a nawet nie weszłaś, żeby się pokazać. Gdzie twoja przyjaciółka? Nie przywiozłaś jej ze sobą? – Magda spojrzała na matkę i zastanowiła się o czym ta w ogóle do niej mówi. No tak. Powiedziała, że jedzie po koleżankę.
- Wynajęła już wcześniej mieszkanie. Uparła się, że tam się zatrzyma. Musi się rozpakować i w ogóle.
- Przynajmniej na obiad trzeba było ją przywieźć. No gdzież będzie teraz szukać posiłku? A może jakby do nas przyjechała, zobaczyła, że życzliwie ją podejmujemy to by zmieniła zdanie. Nie myślisz córeczko. Gdzie twoje maniery?
- Maniery to jedna rzecz, a niemyślenie to druga – zawiadomił pan domu wchodząc w drzwi. – Jak można było jechać do Warszawy bez paliwa i pieniędzy? Dokumenty chociaż miałaś?
- Dokumenty tak. – skłamała, nie chcąc zaogniać sytuacji, a po głowie chodziła jej świadomość, że Dawid faktycznie musi być teraz tak samo głodny jak ona, a nie ma za co nawet bułki sobie kupić.
- Tak czy inaczej, moja kochana, zaraz jedziemy z mamą na imieniny do Grażynki. Wróciłaś w samą porę. Potem jeszcze będziemy mieli do pomówienia, ale to trzeba na spokojnie, więc jutro. To się w głowie wprost nie mieści, żeby takie rzeczy. – mężczyzna wyszedł. Kobieta założyła fartuch i zaczęła krzątać się przy kuchni nakładając córce drugie danie.
- Mamuś daj spokój. Już sobie ze wszystkim poradzę. Ty się szykuj.
- Już gotowa jestem, a mamy jeszcze chwilę czasu. – faktycznie pod fartuszkiem miała beżową, dopasowaną, elegancką sukienkę, fryzurę ułożoną i wymodelowaną, na twarzy makijaż. Spojrzała na córk