Zołza - cz.1
- Gdzie się mieści ten dom?
- Starsza pani zapisała adres i dołączyła sto złotych.
- Wszystko rozumiem, ale gdzie się mieści ten dom? – ponowiła pytanie.
- W Koszalinie. Widząc jej zdziwioną minę – dodał: - Przecież to pani powiedziała, że wybiera się donikąd. Może właśnie w tym mieście, zakończy się cel pani podróży?
- Może – przytaknęła. Co miała więcej powiedzieć, przecież to jej pierwsza samodzielna podróż. Uśmiechnęła się do niego i spytała: - Sądzi pan, że sobie poradzę?
- Oczywiście. Przecież nie wygląda pani na osobę, która by sobie w życiu nie poradziła. Poza tym, Koszalin leży blisko morza, nad które z pewnością się pani wybiera.
- Wiem – skłamała na poczekaniu. Właściwie, dlaczego miałaby się przyznać, że nigdy nie była w Koszalinie, a morze widziała tylko w telewizji?
- Wobec tego, proszę ze mną – zrobił gest dłonią i odebrał od niej foliową torbę.
W milczeniu przeszli do następnego wagonu. Kiedy weszła do przedziału, ujrzała cierpiącą kobietę, która wiła się z bólu. Naprzeciwko niej na całym siedzeniu, siedziała rozpostarta wnuczka i nie zwracając najmniejszej uwagi, co się wokół niej święci – objadała się ptasim mleczkiem. Wnuczka na widok Klary, wydęła wargi i skrzywiła je w niesmaku. Chociaż było z niej kawał dziewuchy, nie miała więcej, niż dwanaście lat.
- Jeśli dobrze zrozumiałam, tobą mam się zaopiekować? – spytała Klara.
-Ta stara hipochondryczka, to wymyśliła. Jeśli chodzi o mnie, nie musisz się mną opiekować, sama trafię do domu.
W Klarze wszystko się zagotowało.
- To twoja babcia, powinnaś się o niej wyrażać z szacunkiem.
- Nie żadna babcia, jest matką mojego ojca nic poza tym. Jak mam być szczera, mój tata też za nią nie przepada – odpowiedziała wzruszając przy tym ramionami.
Klara zrobiła wielkie oczy.
- W takim razie ’’niedaleko pada jabłko od jabłoni’’ – odburknęła Klara. Podeszła do cierpiącej kobiety i lekko uścisnęła jej spocone dłonie. – Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze – powiedziała bardzo spokojnie.
Dziewucha otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Klara pomachała przecząco dłonią.
- Posłuchaj dziewczyno, nigdy nie rozmawiaj z pełnymi ustami, to nieapetycznie. Właściwie w ogóle do mnie nie rozmawiaj, muszę pewne sprawy przemyśleć, a ty mnie rozpraszasz – powiedziała stanowczo i wpatrzyła się w okno.
- Kto w ogóle powiedział, że chcę z tobą rozmawiać? Poza tym, nie będzie mnie pouczać, wieśniaczka, która na odległość cuchnie chlewem – odpowiedziała z kpiącym uśmiechem.
Klara z takim samym uśmiechem spojrzała jej w oczy.
- Posłuchaj mnie uważnie mała, nie wstydzę się, że pochodzę ze wsi. Jednak ty, dziewczyna z miasta, powinnaś nad swoim charakterem, nieco popracować, a przede wszystkim zrzucić zbędne kilogramy. Widząc, że kpiący uśmiech nagle zniknął z twarzy dziewczynki – dodała: - Jak można być takim łakomym i tak się utuczyć?
Dziewczyna zaczerwieniła się po same uszy, jednak już nic nie powiedziała. Dopiero gdy pociąg dojeżdżał do stacji, leniwie podniosła się z miejsca, chwyciła swój plecak i zaczęła się przepychać bliżej wyjścia. Klara też chwyciła swoją nieciekawą torbę i ruszyła za nią. Dziewczę odwróciło się raptownie i kątem oka zerknęło na Klarę.
- Jeśli mój tata będzie czekał na peronie, musisz oddać sto złotych, które skasowałaś.