Zołza - cz.1
- Nie ma, sprawy.
- Nawet nie spytałam, jak ci na imię.
- Mam na imię Klara.
- Głupie imię, wiejskie i przedpotopowe. Ja jestem Ania – powiedziała z dumą.
Klara skrzywiła się, jak po cytrynie.
- Nie powiedziałabym, że Andzia jest ładniejsze – odpłaciła pięknym za nadobne.
Kiedy pociąg wtoczył się na peron, odetchnęła z ulgą. Na wredną dziewuchę, czekał ojciec, który na pierwszy rzut oka nie robił dobrego wrażenia. Obrzucił Klarę spojrzeniem od stóp do głów. Prawie wyszarpnął z jej dłoni stuzłotowy banknot, pospiesznie schował do kieszeni i obejmując córkę ramieniem; ruszył przed siebie. Klara przez chwilę stała nieruchomo, wpatrzona w oddalające się postacie, a potem parsknęła śmiechem. – Czyżby pierwsza porażka? Nie, była to raczej, pierwsza lekcja samodzielnego życia – odpowiedziała na swoje pytanie, kierując się do wyjścia.