Zdejmij okulary
- Granatowy to paskudny kolor- odpowiedziałem i założyłem okulary na nos.
Dwa miesiące później straciłem wzrok. Nie pamiętałem już jak wygląda granatowy. Nie kupiłem psa, za to dostałem od siostry białą laskę. Oddałem ją upierdliwej sąsiadce.
Mijając kolejne budynki podtrzymywałem ręką spadające z nosa okulary, mój środek na uspokojenie. Teraz zdejmując je mogłem wejść do nowej sfery, niedawno odkrytej. Stawałem się wtedy superpilotem mojego ciała, lecz tym razem wykorzystywałem możliwości. Kopałem bezdomne koty, nie będąc nawet pewnym czy moja noga w nie trafia, być może uszkodziłem czyjeś dziecko. Już nie potrafiłem wydostać się z ciała. Umysł znajdował się tam, gdzie mają go wszyscy. Czułem, że moja głowa robi się z każdym dniem cięższa, przeklęta grawitacja. Właśnie odebrałem telefon od mamy, która codziennie upewnia się, że nie wpadłem pod samochód. Kiedyś zrobię jej to na złość.
Postanowiłem spróbować wejść do dawnej sfery. Wydostać się z ciała. Miałem ochotę na zabawę ze świadomością. Wykonałem niebezpieczny krok naprzód. Zdjąłem okulary. Stopy same poniosły mnie naprzód.
Mijając kolejne budynki trzymałem w ręce okulary, moją kurtynę rzeczywistości. Szedłem ślepo naprzód, potykałem się, przeklinałem. Do nogi przyczepiła mi się szeleszcząca reklamówka.
-Pieprzona folia- wierzgałem nogą. Gdy reklamówka odpadła, ruszyłem w stronę dropsów w błękitnej puszce. Założyłem okulary na nos. Po przejściu kilkunastu metrów zatrzymałem się słysząc, jak język ssie podniebienie.
-Ma pan piękne dropsy-uwodziłem go- Bardzo kolorowe.
Usłyszałem jak przesuwa puszkę po ławce. Język oddalił się od podniebienia. Wieczko zamknęło puszkę. Stary skąpiec.
Nie podzieli się, już na pewno to wiem. Pragnąłem mieć puszkę z dropsami, trzymać ją i delikatnie pocierać błękitne wieczko dłonią. Wiedziałem, że trzyma ją na kolanach. Zawsze myślimy, że na kolanach nasze rzeczy są bezpieczne, bo trzymamy je obiema rękami.