Zdejmij okulary
Jestem bardzo chytry. Przysiadłem się do niego szukając rękami powierzchni. Usiłowałem powstrzymać się od śmiechu, co było cholernie trudne, bo mój plan był bardzo sprytny. Przesuwałem zadek coraz bliżej skąpiradła. Głupiec nic nie podejrzewał, a jakże.
-Tak, to bardzo ładne dropsy- zagadywałem go z zaciśniętymi ustami. Liczyłem sekundy. Chciałem przełamać lody. Sprawną ręką chwyciłem puszkę. Pewnie nikt nawet nie zauważył, wykonałem błyskawiczny ruch, ruch niewidzialny gołym okiem. Miałem ochotę splunąć facetowi w twarz zanim zniknę, ale nie miało to sensu. Nie trafiłbym.
Biegłem jak torpeda. Nogi wyskakiwały mi ze stawów. Próbowałem uregulować oddech. Ściskałem przy piersi błękitną puszkę z dropsami. Modliłem się tylko, żeby nie wpieprzyć się w słup.
Energicznym ruchem zatrzasnąłem drzwi. Oparłem się o nie plecami próbując złapać powietrze. Czułem, że zgubiłem jednego buta i kawałek prawej ręki. Buty były już schodzone, a ręka? Po cholerę mi ręka. Podeszłem do starego fotelu wlokąc za sobą dwie obolałe kończyny. Siadając wypuściłem ustami bardzo dużo powietrza. Poklepałem dłonią wieczko puszki. Obserwowałem ją w myślach. Wędrując palcami po jej powierzchni układałem całokształt. Widziałem, że w paru miejscach jest lekko wgięta, spód uginał się pod ciężarem dropsów. Brzegi wieczka zostały starannie wykończone, zaokrąglone, żebym się nie skaleczył. Zasnąłem z puszką w rękach.
O 17.00 zacząłem rytuał. Przygotowałem uroczystość. Na środku pokoju umieściłem drewniany taboret. Wyścieliłem go moją ulubioną serwetką, tą która nigdy mnie nie zawiodła. Pośrodku ołtarza stała puszka. Błyszcząca, kolorowa, puszka specjalnie dla mnie. Umyłem ręce. Powiedziałem jej, jaka jest piękna.
Drżącymi dłońmi otworzyłem ją.