Zbrodnicza Powieść
211; powiedziała z wyrzutem kobieta.
- Przecież powiedziałem im cześć – syn nie podnosił nawet wzroku z nad gry, zdawał się mówić do urządzenia. Matka nie starała się już więcej zagadywać, wiedział, że nie ma to sensu. Chłopiec był za bardzo pochłonięty swoją zabawką. Odpaliła silnik i odjechała. Brama posesji otworzyła się automatycznie wypuszczając samochód na opuszczoną drogę. Kobieta wpatrywała się w asfalt ciągnący się przed nią, jednak myślami była gdzieś daleko. W ostatniej chwili zauważyła mężczyznę wychodzącego przed maskę samochodu. Silne uderzenie wyrwało ją z zamyślenia. Pojazd podskoczył przejeżdżając po przeszkodzie. Nacisnęła hamulec i wyskoczyła z auta. Synek był nadal wpatrzony w swoją grę, nie zwracał na nic uwagi. Kobieta obiegła samochód wyciągając z kieszeni telefon komórkowy. Stanęła jak wryta widząc, że nie ma ciała, nie ma nawet śladu krwi. Spojrzała przed siebie, ale na drodze nie było nic, po za śladami hamowania. Zdziwiona zaczęła się rozglądać wokoło, nie widziała jednak nic niepokojącego. Musiała jej się wydawać, przecież ciało nie zniknęło. Jedyna wyjaśnienie to, że miała jakiś omam. Zszokowana wróciła do samochodu. Siedziała chwilę z głową spuszczoną na kierownicy.
- Mamo jedź już. – dobiegł do niej głos synka. Podnosząc głowę odpaliła silnik i ruszyła.
- Widziałeś tam na drodze tego… - odwróciła głowę w kierunku dziecka, którego nie było. Na miejscu chłopca siedział teraz elegancko ubrany mężczyzna ze spaloną skórą na głowie.
- BU! – krzyknął patrząc na nią z szyderczym uśmiechem. Kobieta zaczęła piszczeć. Nieznajomy złapał ją silnie za gardło zdeformowaną dłonią. Wystające kości powyginanych palców wbijały jej się w szyję. Straciła panowanie nad pojazdem, który jechał drogą jak chciał. Na zakręcie w miejscu, gdzie droga prowadzi nad niewysokim urwiskiem, auto wypadło z drogi rozrywając barierkę. Pojazd wbił się w ziemię, by następnie przewrócić się na dach. Z wraku po stronie kierowcy wystawała jedynie ręka.
Od pisania oderwał Pawła telefon. Zanim poszedł odebrać schował rękopis do szuflady ponownie zamykając ja na klucz. Już od dawna planował założyć telefon w swoim pokoiku, który czasami nazywał biblioteką, nie dlatego, że mieściły się tam potężne zbiory książek, ale dlatego, że chciał by tak było.
Zdążył odebrać dopiero po piątym sygnale. Dzwonili z policji. Znaleziono rozbity samochód jego żony. Ciało znajdowało się w środku. Niestety nie ma śladu po jego synku. Policjant poinformował, że za chwilę przyjedzie radiowóz by go zabrać na komisariat. Zanim Paweł odwiesił słuchawkę od strony drzwi rozległo się pukanie. Oszołomiony poszedł otworzyć, stał za nimi policjant, tak jak zapewnił głos w słuchawce. Na podjeździe migały światła syreny policyjnej. Umundurowany mężczyzna poprosił, aby Paweł udał się z nim. Nie myśląc nawet o ubieraniu się pisarz wyszedł z domu w kapciach i porwanej flanelowej koszuli.
Na komisariacie funkcjonariusz powiedział Pawłowi, że samochód żony znaleziono niedaleko posesji jej rodziców. Musiała stracić panowanie nad kierownicą i wypaść z drogi na zakręcie nad urwiskiem. Kilkaset metrów wcześniej widoczne są na asfalcie ślady hamowania, policja uznała je za dowód na niesprawność auta. Jednak pojawia się istotne pytanie, co się stało z ich synem. Dziadkowie zeznali, że odjechał z nią, jednak ani w samochodzie, ani w okolicy miejsca zdarzenia nie ma po nim śladu. Po prostu zniknął. Pisarz nie mogąc uwierzyć w to co słyszy zapragnął wyjść i wrócić do domu. Policjant, który go przywiózł, również go odwiózł.
W mieszkaniu było pusto. Bez śmiechu dziecka i krzątania się Magdy panował straszny spokój. Paweł nie mógł tego znieść. Po chwili włączył telewizor, wszystko, byle tylko przegonić ciszę i uczucie pustki. Jeszcze do niego nie docierało, że od tego dnia jego towarzyszka nie będzie już dłużej przy jego boku. Starał się robić wszystko, byle tylko nie musieć myśleć. Wlał sobie szklaneczkę szk