Zbrodnicza Powieść
ma tankuje na stacji.
Szaleniec z poparzoną głową zaczął się zaśmiewać. Zadowolony z siebie odstawił karnister z benzyną i wyjął z kieszeni marynarki paczkę papierosów. Wyciągnął jednego i odpalił srebrną zapalniczką z sygnaturą PK.
- Co tam mały? Boisz się? Tęsknisz za mamusią? – zaśmiewał się oprawca rozkoszując się papierosem – mam złą wiadomość, mamusia nie żyje. Nie martw się, za chwilę do niej dołączysz. – mężczyzna rzucił papierosem w ścianę domku. Kiedy żar znalazł się na ziemi nasączonej benzyną chatka stanęła w płomieniach. Z wnętrza dobiegał przeraźliwy krzyk dziecka konającego w cierpieniach.
- Nie! Nie! NIE! – Paweł zeskoczył z krzesełka. Złapał kartki i wybiegł przed dom. Oczy zalewały mu łzy, spływając w dół po policzkach. Wyjął z kieszeni zapałki, podpalał każdą kartkę i patrzył jak znika. Teraz wiedział, że to nie on pisał, nie zabiłby swojego dziecka. Było to coś, co w nim siedziało. Teraz pokazywało swoje ciemne, makabryczne oblicze. Wrócił do domu kiedy cały rękopis zmienił się w popiół. Szybkim krokiem zszedł do piwnicy i ze skrytki z narzędziami wyjął młotek.
Położył rękę na małym, zakurzonym stoliku. Mocno zacisnął zęby i uderzył z całej siły. Spojrzał na dłoń. Młotek uderzył obok. Zamachnął się ponownie. Tym razem trafił. Zawył z bólu. Zamachnął się ponownie. Po kilku uderzeniach zakręciło mu się w głowie. Upadł tracąc przytomność z bólu.
Kiedy się ocknął wbiegł do swojej biblioteczki po butelkę wódki, chciał zdezynfekować zmiażdżoną dłoń. Przechodząc obok biurka stanął jak wryty. Leżał przed nim jego rękopis, nietknięty. Strącił kartki zniekształconą dłonią zostawiając na nich ślady krwi. Złapał butelkę i wybiegł przed dom. Polał powyginane palce alkoholem. Patrzył na swoją dłoń. Wiedział, że już nie będzie w stanie pisać i o to mu chodziło. Upił dużego łyka z butelki, trunek wolno znieczulał przesiąknięty bólem organizm. Przechylił ponownie. Razem z alkoholem we krwi zbudziła się w nim żądza pisania, żądza krwi, zemsty i śmierci. Wrócił do biblioteczki. Prawa ręka była całkowicie niesprawna. Starał się pisać lewą, ale nie potrafił. Ślady pozostawiane przez na papierze nie przypominały liter. Rzucił piórem o ścianę.
Wybiegł z domu zabierając długi nóż kuchenny. Biegł ulicą w poszukiwaniu jakiejś żywej duszy. Mając na sobie poszarpane, osmolone popiołem i zakrwawione ubranie, z wielkim nożem w ręku wyglądał jak maniakalny zabójca. Obiegł okolicę domu, nie znalazł nikogo. Kiedy wracał już do swojej posesji zobaczył stojącą przed nim młoda kobietę. Była ubrana w mundurek uczennicy. Nie znał jej i był pewien, że ona go nie zna. Podbiegł i złapał ją za głowę podkładając nóż pod gardło.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy… - ciężko spał wspierając głowę o ramię dziewczyny – nic ci nie zrobię, jeżeli mnie posłuchasz… pomożesz mi a ja cię puszczę…
Kobieta nic nie odpowiedział, nie zdawała się nawet być zaskoczona tym, że ją porywa i grozi nożem. Poszła spokojnie popychana w kierunku drzwi.
W środku nie czekając na wskazówki weszła do biblioteczki, podniosła z podłogi pióro i usiadła za biurkiem. Paweł złapał butelkę szkockiej i popijając co chwilę zagadywał.
- Teraz napiszemy zakończenie. – przechylił butelkę – Musi być mocne, żeby nikt nie narzekał na brak emocji – usiadł na podłodze przy nogach swojej ofiary – czekaj muszę pomyśleć. Wiem, dzielny policjant go zastrzeli. Nie, albo nie, coś mocniejszego.
Dziewczyna słuchała swojego porywacza z delikatnym uśmiechem. Wyjęła papierosy, paczkę skierowała w kierunku Pawła. Poczęstował się, ona również wyjęła jednego i włożyła do ust.
- Ma pan może ognia? – zapytała zalotnie, jakby była na randce. Pisarz podniósł się z podłogi. Odstawił butelkę i sięgnął do szuflady po srebrną zapalniczkę. Odpalając papierosa kobiecie zobaczył na boku zapalniczki wygrawerowane swoje inicjały PK. W myślach wrócił opisany