Zasłona esej
słuchał owych cudownych rapsodów I poznał, że pieść była nadczłowiecza; Więc rzekł – Nie kryjcie się, wyście nie z ziemi Lecz aniołami jesteście złotemi” * * * Zdjęcia zmieniają znaczenie. Pisze Janusz Głowacki. „Na okładce tego albumu… (A był to album ze zdjęciami Nowego Jorku). …Pomnik tysięcy polskich żołnierzy i oficerów zamordowanych na rozkaz Stalina w Katyniu symbol zbrodni, klęski i zdradzieckiego ataku, wstydliwie patrzył z Jersey City na dwie wieże symbolizujące zwycięstwo i bogactwo” Juliusz przytoczył swój wers po przeczytaniu tego tekstu. „Zniknął mi w ogniach pożaru rumianych Jak widmo – w dymie do nieba porwane”. I jeżeli zestawimy tak odległe fakty bo i pomnik, i wieże sąsiadowały w jakiś sposób ze sobą to znaczy że świat cały to jedność. Jedność. A więc w drogę. Zbierajmy okruchy, obrazy. A ty czytelniku mimo iż epoka Gutenberga skończyła się, nie opuszczaj nas. Proszę, nie opuszczaj. * * * Przenieśmy się teraz do Florencji. Tam właśnie u mistrza Andrzeja rozpoczął naukę Leonardo. Co nas pognało aż do Florencji. I to do Florencji roku mniej więcej 1464. Chcemy popatrzeć jak żyje mały chłopiec, który dostał nieprawdopodobny talent. Dostał talent jaki można dostać raz na tysiąc lat. „Czego chcesz najmocniej? – pytał go mistrz Andrzej. 1 Chcę wiedzieć, mistrzu. 2 Co? 3 Wszystko. Mistrz Andrzej to Andrea Verrocchio a Leonardo to Leonardo da Vinci. A ojciec Leonarda mówi do niego: „Jesteś Leonardo leniwy, uparty i nie lubisz się uczyć”. * * * „Ktoś kto stworzył wschodzące słońce Nie mógł być Stwórcą nicości” M. Skwarnicki Ustawią sztalugi jeszcze w nocy, ustawią statyw jeszcze w nocy, aby nie przegapić tej chwili. Chwili wschodu Słońca. I potem na obrazie, na zdjęciu, cudownym obrazie, cudownym zdjęciu przecież nie to. Bo to, bo tego nie da się sfotografować, namalować. To są jakby marne próby opisania pędzlem czy aparatem niewyrażalnego. A nicość? Co to jest nicość? Nicość jest piekłem. Też niewyrażalna. I tak przez wieki zmagają się, i tak przez wieki będą się zmagać z tym tematem różni twórcy. A główne ich pytanie brzmieć będzie: czy nicość tam, czy mieszkań wiele? Nie zajrzymy za zasłonę, za lustro, bo nie wolno. Możemy przeczuwać. Ale jakże łatwo przeczuwać Go gdy słońca wschód i zachód. Na szczycie wielkiej góry. A jakże trudno w szarym dniu codziennym, codziennym zgiełku. * * * Oczywiście, że ma rację Twardowski gdy pisze tak: „Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny albo tak doskonały że obojętny… …spełniałbyś po kolei nasze życzenia…” A najważniejsze to wiedzieć wszystko, przerwać zasłonę milczenia. Wedrzeć się Tam i… No właśnie, i co? * * * Zostawiliśmy Leonarda we Florencji. On tam, chce wiedzieć wszystko. Wszystko poznać, zrozumieć. Chce znać odpowiedzi na wszystkie pytania. I żyje w epoce, która zaczyna wierzyć, że człowiek może wszystko. Że nie ma żadnych granic. A za to trzeba zapłacić. Trzeba dużo zapłacić. I jeszcze następne pokolenia, następne stulecia będą spłacać dług tzw. Odrodzenia. * * * Jaki to dług? To pomysł na sposób urządzenia życia bez Boga. Jeden z badaczy Odrodzenia tak pisze: „… serca ludzi Renesansu dręczył ukryty ból. Nie bez powodu wszystkie postacie z obrazów Leonarda da Vinci odznaczają się zagadkowym i zwodniczym uśmiechem, który jest wyrazem sceptycyzmu, odejścia od Boga i uporczywego ludzkiego ja wiem; w samej rzeczy jest to uśmiech zagubienia; zagubili samych siebie. Ten uśmiech nie wyraża nic pozytywnego. I właśnie na tym polega jego zagadkowość.” A potem następne pokolenia zechciały tworzyć nowy wspaniały świat. I polała się krew, i druty kolczaste ogrodziły ziemię, i butne hasła, i pochodnie zagościły na drogach Europy. A Mona Lisa zagadkowo, cynicznie uśmiechała się do nich.