Za późno na szczęście cz-2
Leżąc w wannie, wypełnionej po brzegi obfitą pianą - wrócił myślami do wydarzeń sprzed osiemnastu lat:
Był wtedy 1992rok. Każdego tygodnia we wtorki i czwartki, przyjmował pacjentki w przychodni, pozostałe dni można go było spotkać tylko w szpitalu. Był akurat wtorek, gdy usłyszał od pielęgniarki, że Sandra, po raz kolejny przesunęła wizytę. Najpierw odetchnął, nie łatwo było powiedzieć prawdę. Wiedział, jak reagują pacjentki, kiedy usłyszą szokującą wiadomość. Jednak, kiedy wsiadł za kierownice, wszelkie obawy się rozwiały, a jego duszę ogarnęła odwaga oraz pewność siebie. Poza tym, miał do niej trochę żalu. Przecież się nie wpraszał, żeby zostać jej lekarzem prowadzącym, ona go wybrała, a teraz za wszelką cenę chce się z tego wycofać. Sandra pierwszy raz odwiedziła przychodnię, gdy była w siódmym tygodniu ciąży. Upłynęło dalsze sześć tygodni, wobec tego dobiega końca trzynasty tydzień – policzył na palcach. Międzyczasie kilka razy dzwonił do jej mieszkania, ale telefon milczał. W szpitalu dowiedział się, że przebywa na urlopie wypoczynkowym. Wtedy wysłał do niej ponaglenie, żeby jak najszybciej zgłosiła się do szpitala. Ale ona, zignorowała sprawę i nawet nie zadzwoniła. Dzisiaj jakby nigdy nic, przesunęła wizytę. Na pewno nie zdaje sobie sprawy, że czas nagli i każdy dzień zwłoki wiąże się z ryzykiem urodzenia dziecka. Poza tym, czeka ją jeszcze bardzo dużo badań. Zastanawiał się, czy Sandra jest tak bardzo nieodpowiedzialną kobietą, albo naprawdę zmieniła lekarza i nie ma odwagi powiedzieć. Ale obojętnie, co by nie było, musi do niej podjechać i otwarcie powiedzieć, że jej życie wisi na włosku. Nie będzie to łatwe wyznanie, tym bardziej kobiecie, w której kiedyś się kochał bez opamiętania.
Wysiadł z samochodu, obrzucił wzrokiem mocno oświetlony wieżowiec i wolnym krokiem skierował się do windy. Kiedy otworzył drzwi, owiał go zaduch nikotyny, sfermentowanego alkoholu i brudu. Otrząsną się obrzydliwie. Winda, która z ledwością trzymała się kupy, leniwie toczyła się ku górze, wydając przy tym, jakieś świsty i zgrzyty. Odetchnął dopiero, gdy zatrzymała się na szóstym piętrze. Rozejrzał się na boki, Pietro świeciło czystością i nawet na parapecie okna stała doniczka z kwiatem. Ledwo zdążył nacisnąć przycisk dzwonka, otworzyły się z rozmachem drzwi, w których stanęła Sandra. Nie powiedział dzień dobry, tylko na przywitanie zmarszczył czoło i pokręcił głową.
- Jesteś na mnie wściekły? – spytała niepewnie.
- Skądże? Przecież nie jesteś małą dziewczynką, bym cię karcił – odpowiedział oschle. - Jednak powinnaś zdać sobie sprawę, skoro wysłałem zawiadomienie, to nie bez powodu.
- Przepraszam Wiktor. Moja mama zmarła, nie mogę się pozbierać. Po prostu nie mam ochoty na nic i o niczym nie myślę. To wszystko stało się tak nagle, nawet nie zdążyłam jej powiedzieć o ciąży. Popatrzyła na niego, wzrokiem męczennicy. – Przyszedłeś mi coś powiedzieć prawda? Nie trudź się, już wiem wszystko. Nie potrafisz kłamać, nigdy nie potrafiłeś, ale zawsze cię zdradzał wyraz twojej twarzy. Odkryłeś u mnie raka?
- Sandro, zawsze byłaś moją serdeczną przyjaciółką i zawsze darzyłaś mnie zaufaniem. Proszę, teraz też mi zaufaj. Przysięgam, wyciągnę cię z tego, tylko musisz ze mną współpracować. Musisz mieć przeprowadzone wszystkie niezbędne badania, musimy wiedzieć, na czym stoimy. Mogę zobaczyć wyniki podstawowych badań? Już śmiem wątpić, czy w ogóle je zrobiłaś.
- Znam się na wynikach, nie są najlepsze. Muszę ci przypomnieć, jestem pielęgniarką i zdaję sobie całkowicie sprawę, że bez powodu nie spada mi masa ciała.