Za późno na szczęście cz-2

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Kiedy chciał odejść, chwyciła go za łokieć.

- Proszę cię Wiktorze. Jeśli umrę, zaopiekuj się moim dzieckiem. Spojrzał na nią zaskoczony. – Oprócz ciebie nie mam nikogo. Jeżeli ty się nie zaopiekujesz tym maleństwem, będzie się poniewierało po obcych – powiedziała, dławiąc się łzami.

Wiktorowi zabrakło słów, by się jako tako wysłowić. Stał w miejscu, a jego kończyny dolne, stały się ciężkie, jak z żelaza.

- Sandro, co ty mówisz? Przecież nikt ci nie powiedział, że umierasz. Urodzisz dziecko i doznasz szczęścia, na które w pełni zasługujesz.

- Nie, Wiktorze. Za późno na szczęście, bo odchodzę zbyt wcześnie – powiedziała cicho i twarz zanurzyła w poduszce.

Wiktor przez moment nie pomyślał, co będzie z dzieckiem Sandry. Faktycznie ona nie ma nikogo bliskiego, na ojca dziecka nie miała co liczyć, skoro się go wyrzekł. Ale zdawał sobie całkowicie sprawę, że jest rzeczą wprost niemożliwą, żeby jemu, samotnemu mężczyźnie przyznali nowonarodzone dziecko. Chyba, że…

Jeszcze tego samego wieczoru, oznajmił swojej matce, że jego dziewczyna jest w ciąży i chcąc nie chcąc: musi się z nią ożenić.

- Skoro musisz, w końcu masz trzydzieści trzy lata – powiedziała, trochę jakby zadowolona.

Ale kiedy jej powiedział, dlaczego się żeni, zrobiło jej się przykro i dyskretnie otarła łezkę. Wolała jednak nic nie mówić, po co go pogrążać jeszcze bardziej? Wiedziała, że w tej sytuacji nie powinna się załamywać, tylko otoczyć opieką nie tylko syna, ale również synową.

Sandra z dnia na dzień, czuła się coraz gorzej. Już nie wychodziła  weekendy, słabo poruszała się po szpitalu. Pewnego wieczoru, dostała bardzo wysokiej temperatury. Okazało się, że wkradła się infekcja i przestały pracować nerki: trzeba było przeprowadzić cesarskie cięcie.

Prawie świtało, kiedy Wiktor powrócił do domu. Jego matka nie spała. Podeszła do niego i spojrzała pytającym wzrokiem.

- Przyszła na świat dziewczynka, którą włożono do inkubatora. Sandra zmarła po czterech godzinach, nawet nie zobaczyła swojej córki – powiedział jednym tchem.

- Tak mi przykro – rzekła dotykając jego policzka. – Nazwij małą imieniem matki - powiedziała, nie przestając dotykać jego twarzy.

Chwycił jej dłonie i patrząc w oczy – odpowiedział:

- Jej matka była bardzo nieszczęśliwą kobietą. Wobec tego nazwie ją Emilia, aby była szczęśliwa, jak jej babcia.

- W takim razie daj jej imię Emilia – Wiktoria. Ażeby była szczęśliwa po babci, a mądra po swoim ojcu – powiedziała i w głos się rozpłakała.

Jego rozmyślania przerwał wesoły głos córki:

- Tatku. Pospiesz się, bo ci lody stygną!

 

Postacie w tym opowiadaniu są fikcyjne. Podobieństwo do osób żywych lub umarłych oraz zbieżność nazwisk. Jest całkowicie przypadkowa.

 

                          

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59