WYZNANIE c.d.
Majster wrzeszczy, Felek szczypie,
Bolą ręce, bolą ślipie,
Ledwie się już w końcu zipie,
Głupiejesz jak pień.
Lecz gdy wieczorem wracam z fabryki,
Zakręcam grzywkę, wdziewam trzewiki,
I wtedy idę sobie do kina,
I patrzę, patrzę na Możuchina.
I zawsze wtedy już nie wiem prawie,
Czy to jest we śnie, czy też na jawie.
Jak by się żyło wtedy wspaniale,
Gdyby Możuchin nie grywał wcale
Po różnych kinach w tej Ameryce,
Ale był majstrem w naszej fabryce.
Od zgryzoty i roboty
Kaśka wpadła już w suchoty,
Ja znów w głowie mam zawroty
To nasz cały zysk!
Żeby z pracy się konało,
Zawsze ci powiedzą "mało".
Czasem to by się już chciało
Walić wszystkich w pysk!
Lecz gdy wieczorem wracam z fabryki,
Zakręcam grzywkę, wdziewam trzewiki,
I wtedy idę sobie do kina,
I patrzę, patrzę na Możuchina.
I zawsze wtedy już nie wiem prawie,
Czy to jest we śnie, czy też na jawie.