Wyścig z czasem
em na linii lasu. Kiedy już nie było ich widać szybko wbiegł na górę. Kroki skierował do pokoju rodziców. Wiedział, że najpewniej tam będą ukryte dokumenty. Nacisnął na klamkę, ale było zamknięte. Pierwszy raz, od kiedy pamiętam, zdarzyło się, żeby zamknęli drzwi na zamek. Na ogół zostawiali je otwarte na oścież. Pobiegł do swojego pokoju i zabrał klucz z drzwi. Kilkanaście lat temu bawił się z kuzynem w chowanego i ten zamknął się w pokoju rodziców. Ojciec nie lubił kiedy dzieciaki się tam zamykają. Otworzył drzwi kluczem od drugiego pokoju. Rafał miał nadzieję, że nie zmienili zamków, ale nie widział powodu żeby zrobić coś takiego. Włożył klucz do zamka, pasował. Będąc w środku najpierw wyjrzał przez okno na drogę. Z tego pokoju miał większe pole widzenia. Chwilę wpatrywał się w szosć ciągnącą się w kierunku lasu. Nie było na niej żadnego auta. Po chwili doszedł do wniosku, że nie ma czasu do stracenia i rozpoczął poszukiwania. Wszystko co ruszał starał się odkładać na miejsce w taki sam sposób w jaki leżało wcześniej. Na najwyższej półce z książkami, między różnymi segregatorami z dokumentacją gospodarstwa znalazł to czego szukał. Niebieski, lekko wyblakły segregator zawierający jego akt urodzenia. Owy dokument był w pierwszej koszulce. W drugiej zaś, co go całkowicie zamurowało i przeraziło, znajdował się akt jego zgonu. Datowany na tydzień po narodzinach. Zrobiło mu się duszno i zaczęło się kręcić w głowie. Usiadł na łóżku i wielkimi haustami łapał powietrze, którego zdawało się niemal nie być w pokoju wcale. Chwilę trwało zanim doszedł do siebie. Wyciągnął dokument, i położył obok siebie na łóżku. Jeszcze raz przejrzał go i tym razem dostrzegł nazwisko urzędnika wydającego dany akt, był nim Przemysław Rybicki, ten sam, który był kolorem czerwonym w notatniku z numerem 3. W kolejnej koszulce był drugi akt jego urodzenia, data się zgadzała, ale szpital był inny. Rodzice mówili mu, że urodził się w Radomiu i taki akt widział wczoraj, ale ten drugi pochodził z Łodzi. Na akcie z Radomia rozpoznał kolejne nazwisko Maria Noskowska. Jakby urodził się w dwóch miejscach. Przejrzał wszystkie pozostałe koszulki, ale nie było tam nic więcej ciekawego. Oszołomiony odłożył segregator na miejsce i wyszedł z pokoju z dwoma aktami urodzenia i zgonu. Usiadł w fotelu w salonie. Kiedy rodzice wrócili z miasta zobaczyli go siedzącego w tym fotelu. Matka widząc go wypuściła zakupy na ziemię. Jeszcze nigdy nie widziała nikogo tak bladego, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. - Co ci jest? Co się stało? – podbiegła do niego. Ojciec słysząc na podwórzu jej rozgorączkowany głos wbiegł szybko do domu. - Gdzie ja się urodziłem? – spytał Rafał nie patrząc na nią, wzrok miał odległy nieobecny. - Co? – zawahała się przez chwilę – Przecież wiesz, w Radomiu. - A nie w Łodzi? I nie umarłem tam tydzień później? – spojrzał na nią, miał łzy w oczach – Co to jest? – pokazał jej trzy dokumenty, które zabrał z segregatora. Ojciec spojrzał na w górę schodów i zobaczył, że drzwi od ich pokoju są otwarte na oścież. Matka nie wiedziała co powiedzieć, patrzyła na dokumenty i starała się powstrzymywać łzy. - A mówiłem ci tyle razy, żeby spalić wszystkie dokumenty! Ale nie ty musiałaś zatrzymać pamiątki! Ojciec wyszedł z pokoju i udał się na górę. Rafał nadal siedział na fotelu bez ruchu, na podłodze obok niego, siedziała, a raczej niemal leżała, matka i szlochała. Już miał ponownie poruszać temat, ale usłyszał z góry jakieś szuranie i za chwilę kroki na dół. Po chwili w drzwiach salonu stanął ojciec, w rękach trzymał jakąś grubą starą książkę. - Chodź do drugiego pokoju. – Rafał wstał powoli i skierował swe kroki do drzwi, po drodze odwrócił się i spojrzał na matkę – Za chwile się wyryczy i się uspokoi. – Ojciec poszedł w kierunku pokoju gdzie był już Rafał, jednak po drodze zatrzymał się jeszcze przy matce – Jak się uspokoisz to przynieś nam herbaty. – Nie czekał na odpowie