Wyprawa Alkonautów
-No właśnie Panda chodzi o to, że dzisiaj będziesz pewnie pod wpływem ambrozji, co
znacznie ułatwi ci kontakt z wszelkimi obcymi istotami. Nie mówię, że masz
sobie tam dziewczyny szukać, tylko wiesz, może czas udowodnić sobie, że ty też
potrafisz przyciągać do siebie płeć przeciwną. Zobacz, tylu pedałów potrafi, ty
masz nie potrafić? – motywował Dziadu, jednocześnie wchodząc na ambicję
Pandzie.
-Podbijam, ziomie. Dziadu dobrze prawi. Mały lansik, pełna saszeta relaks full i uderzasz
w solo Panda, dasz radę, uwierz w siebie. –prowokował kolegę Skryba.
-Dobra, mamy godzinę 17, o 20 zaczyna się półmetek kurwa, my się spotykamy o 19 pod
zegarem, tak kurwa? –Panda chciał się upewnić.
-Tak jest. – potwierdził Dziadu.
-Mam trochę czasu by doprowadzić siebie kurwa do stanu używalności i swoją
pierdoloną facjatę.-Panda nie zostawił na samym sobie suchej nitki.
-Panowie, to zróbmy tak, kto pierwszy porwie jakieś dziewczę, dostaje od reszty po
browarze. – propozycja Dziada brzmiała ambitnie acz kusząco.
-Pobite gary kurwa, ja się nie bawię, nie lubię piwa. – Szybki wyraził dezaprobatę.
-I tak nie masz się czym martwić, za podbój Renaty browaru ci nie obstawimy. – rozwiał wątpliwości Skryba.
-To ja to wale, obejdzie się bez motywacji z waszej strony. –słowa towarzyszy wyraźnie
podziałały na ambicję Szybkiego.
-Trudno, panowie, we trójkę mamy zakład, który tak naprawdę ma być motywacją do
działania a nie podpierania ścian.
-Ale żeś to kurwa mądrze powiedział, tak, że już chuj. –Panda nie krył podziwu dla słów Dziada.
-Widzimy się o 19 pod zegarem. Ty też bądź, Szybki -upewnił resztę Skryba.
Skryba zmierzał niepewnym krokiem w stronę sklepu całodobowego. Nie mógł liczyć na
Rubeusa. Był sam. Na zegarze biła 18.30. Dobrym pomysłem byłoby zaopatrzenie
się w ambrozję już teraz, by później nie absorbować towarzyszy. Sięgnął do
kieszeni. Długo manewrował palcami pomiędzy stertą skasowanych biletów a
kawałkiem obudowy telefonu. Poczuł metaliczne zimno na opuszku palca
serdecznego. Chwycił okrągłą monetę i błyskawicznie wysunął dłoń z kieszeni
celem sprawdzenia nominału. Serce zabiło mu szybciej. Piątak. Dzisiaj na
bogato, pomyślał. Przyspieszył marsz do sklepu, w głowie obmyślając plan kupna,
a bajerę przygotowywał zawsze na wypadek prośby o okazanie dowodu osobistego.
„Wejść do sklepu z telefonem przy uchu symulując rozmowę i używając
stwierdzenia –dobra tylko zatankuje samochód-?„. Nie, stwierdził, że to
przerost formy nad treścią. Przekroczył próg sklepu. Pierwsza rzecz –
niepokojące spojrzenie w stronę lady. Dwudziestokilkuletnia Pani. Takie
zazwyczaj sprzedają. Był w sklepie sam co ułatwiało sprawę. Dziarskim krokiem podszedł
bliżej lady. Modulując głos(tak, by brzmiał doroślej) wyrzekł:
-Poproszę dobre wino dopięciu złotych.
-Proponuję Komandosa. Trunek dla prawdziwych mężczyzn.
-Rocznik? –zapytał się Skryba, chcąc sprawiać wrażenie konesera
-Środa. -Mhmm, środa. Poproszę, bez zastanowienia.
-Czy pińdziesiąt.
-Prosz.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora