Wycieczka
- Przepraszam – bąknął. – Nie musimy się przytulać, jeśli nie chcesz. Nie będziemy robić niczego, co ci się nie podoba, dobrze? Jedźmy już.
***
Wysiadła z samochodu i zamknęła drzwi. Przez ułamek sekundy popatrzyła na niego. Nie uśmiechnęła się. Odwróciła się i pobiegła.
***
Lucia Fernandez położyła torebkę na stole i weszła do salonu. Zastała przerażający widok. Alvaro siedział na sofie, a w jego dłoni tkwiło kilka igieł kaktusa. Malutkie rany obficie krwawiły.
Zmienił program. Telenowel nie cierpiał jeszcze bardziej, niż informacji z kraju i ze świata. Oczy piekły go od łez. Otworzył kolejnego snickersa i zaczął pochłaniać go wielkimi kęsami.
- Ty kretynie! – zawył. – Co ty sobie wyobrażałeś? – Wcisnął głowę w poduszkę i wył. Długo. W końcu rozpacz wyczerpała go i zasnął.
Bezludna wyspa. I ona. Tylko on i ona. Żadnych ludzi, żadnych. Tak byłoby lepiej. Tak byłoby dobrze. Ona zawsze by się śmiała. I nigdy nie płakała. On już nigdy nie myślałby o tabletkach. Ani o wiadukcie. Spędzaliby razem całe dnie. I byliby tacy szczęśliwi.
Dzwonek telefonu.
Znowu ta cipa.
Zwlókł się z łóżka, usiadł na krześle przy aparacie i odebrał.
- Halo?
- Halo? Mirek?
Kto to, kurwa, jest?
- Tak, a… Kto mówi?
- Ania.
***
Lucia Fernandez już miała położyć torebkę na stole, gdy poczuła coś dziwnego.
***
- Ania!
- Nie przeszkadzam?
- W życiu! Czy ty płaczesz?
- No trochę.
- Co się stało?
- Znowu pokłóciłam się z mamą.
- Przykro mi.
- I wiesz co?
- Tak?
- Ona mnie już nie kocha.
- Co ty opowiadasz?
- Spotkamy się?
- Jasne. Już jadę.
***
- Tak powiedziała?