Wrzosowisko

Autor: dihez
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wrzosowisko


Na wrzosowisku stała kobieta. Ubrana w powłóczystą, śnieżnobiałą, choć miejscami mocno nadszarpniętą szponem czasu suknię.
Emanowała od niej jakaś niezłomna, hipnotyczna aura.
Stała sama.
Twarz miała piękną, choć i niepokojącą, wręcz złowrogą. Twarz, jakiej należy się obawiać. Czystą i piękną, jak z lodu wykutą, lecz też jak lód zimną.
W chylącym się do ziemi, rozciągniętym cieniu jej smukłej sylwetki, jaki kładł się na fioletowym kwieciu dało się dostrzec coś nienaturalnego. Cień dygotał, drżał niczym płomień pochodni, zdawał się nie mieć wyraźnego zarysu, krańce były rozmyte, zamglone. Zdało się, że najlżejszy powiew mógłby zdmuchnąć go jak popiół, unieść gdzieś daleko. Lecz wiatr delikatnie, pieszczotliwie muskał i rozwiewał jej kręcone, sięgające za łopatki kruczoczarne włosy, dotykał łakomie sukni, a cień wciąż kładł się u stóp swej cudownej pani.
Patrzyła niewidzącym wzrokiem gdzieś w dal, zdając się nie zauważać niczego wokół niej. Stała sama, wśród ciszy zmąconej tylko cichym szeptem powiewu.
U jej stóp gęstym dywanem ścieliły się wrzosy.
I trupy.

♥ ♥ ♥

Pośród wrzosów leżały koszmarnie, wręcz komicznie powykręcane ciała, zakute w stal, teraz pomiętą jak pergamin. Tysiące martwych, wśród porozrzucanego w nieładzie oręża, wojowników. I krew, dużo krwi. Wszyscy ścięci, niby kłosy, jednym ruchem ogromnej kosy.
Ruchem nagłym, zdecydowanym, śmiertelnie precyzyjnym.
Wszyscy, każdy jeden z nich, zastygłe w kamiennym bezruchu oczy mieli wpatrzone w płachtę nieba, po której pędziły sino-szare chmury. Spoglądali martwym, pustym wzrokiem bez wyrazu. Bez zdziwienia, zawodu czy nienawiści.
Wzrokiem bez miłości.
Patrzyli wszyscy.

♥ ♥ ♥

Był jednak wyjątek.
Jeden z nich żył jeszcze, dogorywał. Leżał z głową opartą o zimną zbroję któregoś z zaściełających wrzosowisko, aż po sam horyzont poległych. W jego oczach dało się jeszcze dostrzec chęć i wolę życia, choć z każdą chwilą coraz mniej wyraźną. Gasnącą, mglistszą, jakby ścierały ją odbite w jego tęczówkach płynące chmury.
Twarz przecięta obrzydliwą szramą, niczym kanionem spływającym krwawą rzeką. Obok spoczywał, kurczowo, jakby było to ulatujące życie, ściskany w dłoni i przyciśnięty do boku strzaskany, powgniatany hełm. Niektóre płyty ciężkiego pancerza poodpadały, nie dając rady przeciwstawić się mocy potężnych uderzeń, szczelinami sączyła się krew.
Patrzył obłędnym wzrokiem na Nią.
Co czuł?
Wszystko i nic jednocześnie. Wspomnienia, marzenia, radości i zawody- wszystko stopiło się w jedno, potężne w mocy i czystości uczucie. Nawet miłość i nienawiść stopiły się w jedno.
Niemal wszystko było mu już za jedno, wiedział przecież, że umiera, lecz łatwiej było by odchodzić z myślą, że spróbował.
Ludzka przewrotność. Wiedział, że nie da rady, a jednak…
Spróbował.
Wytężając wszystkie siły podniósł się ciężko, wpierając okute stalą kolano w skrwawioną, rozmiękłą ziemię. Z trudem się poruszał, najdrobniejszy skurcz mięśni niósł ze sobą przenikliwy, piekący ból. Krwawił mocno. Chwilę trwał w dziwacznej pozie dysząc ciężko i sycząc przez zaciśnięte z bólu zęby. Wolną ręką chwycił leżący obok zdobiony miecz z wyszczerbionym, być może nawet na jego własnym hełmie ostrzem. Drugą nadal ściskał spękany szyszak.
Zerknął na Nią. Krew i pot zalewały mu oczy, widział jednak dość wyraźnie jej jasną postać. Stała dalej nieporuszona, wpatrzona w niewiadomy punkt gdzieś na horyzoncie.
Zebrał się w sobie, wyprostował kolana i wstał. Wzrok nagle przesłoniła nieprzenikniona ciemność, zatoczył się pod ciężarem własnej zbroi, zamroczyło mu myśli…Mało brakowało i upadłby, lecz utrzymał r&oa

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
dihez
Użytkownik - dihez

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-08-30 11:11:56