Wrzosowisko
cute;wnowagę. Chwila wytchnienia, uspokoił świszczący oddech. Stał, choć nóg prawie nie czuł, były jak ulepione z miękkiej gliny. Rana na twarzy krwawiła coraz mocniej.
Spróbować- pomyślał- spróbować, tylko tyle jeszcze mogę. Chyba…
Spróbował. Postawił niezręcznie stopę przestępując nad jakimś trupem z rozwaloną jak gliniany garnek czaszką, potem drugą i… potknął się o ramię jednego z poległych wojowników, runął jak kłoda, z hukiem i chrzęstem zwalając się twarzą na ziemię.
Zemdlał.
Hełm potoczył się, wypadając swobodnie z bezwładnej dłoni na wrzosowy dywan.
♥ ♥ ♥
Nie wiedział, po jakim czasie się ocknął. Nadal było jasno, pozycji skrytego za maską chmur słońca nie sposób było ustalić. Z resztą nie frapowało go to zbytnio w tym momencie. Szczerze mówiąc zdziwił się, że żył jeszcze. Rana nadal krwawiła, w ustach czuł metaliczny posmak krwi, wokół niego też było jej sporo, ale nie wiedział czy to jego własna, czy może któregoś z już martwych.
Wykrwawiał się, słabł.
Pokonując ból obrócił się na bok i omiótł wrzosowisko przymglonym wzrokiem. Spostrzegł Jej postać- nadal stała w tym samym miejscu, co wcześniej, zastygła w miejscu niczym spiżowa statua.
Spróbować- pomyślał- spróbować zanim umrę. Spróbować raz jeszcze, póki wciąż mam siłę… Czy mam?
Znów mozolny proces wstawania. Tym razem zasapał się jeszcze bardziej, zaniósł się kaszlem i upadł na kolana, nieomal zachłystując się własną krwią.
Ona stała nadal.
Wbił miecz w ziemię i opierając się na nim oburącz udało mu się wstać.
Teraz już tylko iść. Iść, iść, próbować, aż do końca.
Lecz nagle, niespodziewanie, jakby ożył posąg, Biała Pani odwróciła się i spojrzała w jego kierunku lodowatym wzrokiem.
Czuł się tak jak gdyby w jednym ułamku sekundy prześwietliła go na wylot i poznała wszystkie, nawet te najgłębiej skryte myśli i pragnienia. Jej spojrzenie, co dziwne, sprawiało jakąś dziwaczną rozkosz, choć miejsca, na które spoglądała, zdawały się być zimniejsze od reszty ciała, jakby pokrył je szron.
Już mogę przestać się starać- myślał- koniec to już, już teraz…
Płynęła w jego kierunku unosząc się nad fioletowymi kwiatami.
-Nie śpisz jeszcze? Powinieneś Tiardhus, naprawdę już powinieneś -rzekła perlistym, dziewczęcym głosem i zatrzymała się zaledwie na wyciągnięcie miecza od niego. Słyszał ją, choć nie otwierała ust, które cały czas tworzyły parodię serdecznego uśmiechu.
Stała w bezruchu.
Spróbować. Spróbować…zanim.
Muszę!
Tiardhus nadludzkim wręcz wysiłkiem, pokonując obezwładniający ból i prawa fizyki wyszarpnął z ziemi miecz i w ułamku sekundy przekręcając tylko nadgarstki ciął oburącz po skosie przez ucho i szyję, lecz nie poczuł znajomego oporu stawianego klindze. Pozbawiony podpory zwalił się pod ciężarem pancerza na ziemię, dysząc ciężko i opluwając się gęstą krwią zmieszaną z potem i lepką śliną. Normalnemu człowiekowi po takim ciosie powinna od całej reszty odpaść głowa, lecz Ona nadal stała uśmiechając się paskudnie. Miecz dosłownie przeniknął przez Nią nawet jej nie drasnąwszy.
-Czyś jeszcze niedawno nie zabijał za mnie? Czyś nie walczył o mnie, czyś mnie nie pożądał?- w Jej głosie nie czuć było żadnych emocji, zdawała się nie zauważyć heroicznego ciosu.
Tiardhus nie odzywał się, nie miał już siły by mówić, choć wiedział, że Jej słowa są prawdą. Zakaszlał tylko ciężko. Czuł, że śmierć już po niego idzie i jest już całkiem niedaleko. Może już nad nim stoi i ostrzy topór?
Mylił się, mimo, że spróbował, odchodzić wcale nie było łatwo.
-Coś we mnie widział? Księżniczkę w wieży zamkniętą? Matkę może? Spełnienie marzeń? Wiesz? Ja wiem, Tiardhus, wiem.
Choć wydawać by to się mogło