Wieża wyklętych (cykl Biały Rycerz)
gi Samuela przez pobliskie krzewy tańczył w rytm bijącego głośno serca żołnierza Bożego. Nagle jakaś czarna plama przemknęła pomiędzy pobliskimi drzewami. Rogez wstał i czujnym wzrokiem rozejrzał się dookoła. Jego magiczna szata zmieniła barwę na kruczoczarną, tak by był jak najmniej widoczny na tle mrocznego lasu. Biały rycerz mocno chwycił przygotowany do strzału garłacz i powoli ruszył w kierunku gęstwiny, do której umknął tajemniczy cień. Trzymaną w jednej dłoni zapaloną gałązką, śmiałek oświetlał sobie drogę. Nagle z krzaków wychynęła ciemnoskóra postać. Samuel podniósł wyżej prowizoryczną pochodnię i oświetlił twarz przybysza. Blask ognia odbił się w jego demonicznych, czerwonych ślepiach, w których można było dostrzec tylko żądzę krwi. Potwór wyszczerzył ogromne zębiska i skoczył na Samuela. Zaskoczony Rogez wypalił w jego kierunku. Błogosławione kule rozerwały ramię atakującego, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Wpadł całym ciałem na swoją ofiarę, przewracając ją na ziemię. Po chwili Samuel i tajemniczy stwór tarzali się w poszyciu i młócili pięściami po twarzach. Z nosa białego rycerza pociekła krew. Napastnik wyczuł ją i wpadł w jeszcze większą furię, niczym rekin który zranił swoją ofiarę. Złapał Samuela za gardło i próbował przegryźć mu krtań. Ten jednak zdołał jakoś sięgnąć do srebrnego miecza. Manewrując ciałem, zsunął napastnika bardziej na prawą stronę, a trzymaną w lewej dłoni broń zagłębił w jego brzuchu. Poczuł jak coś lepkiego zalewa mu ubranie. Źrenice czerwonych oczu potwora zmalały nagle i stwór otworzył pysk, wydając z siebie cichy charkot. Rogez skorzystał z okazji i uderzył. Para olbrzymich kłów zawisła na skrawku zgnitego dziąsła, a cuchnąca breja oblepiła twarz Rogeza. Bestia zeskoczyła z niego i obficie krwawiąc pomknęła w stronę majaczącej w gęstym mroku, wysokiej wieży. Wieży, która jako jedyna stała nietknięta pośrodku zrujnowanego miasta. To właśnie na jej szczycie umieszczony był krzyż, który Samuel widział siedząc na gałęzi. Biały Rycerz wstał i otarł twarz ze śmierdzącej substancji. Jak mógł przeoczyć wyrastającą ponad korony drzew budowlę, gdy spacerował pomiędzy ruinami? Nie wiedział.
- Boże wszechmogący, cóż za straszliwe bestie czyhają na moją duszę w tym przybytku diabła? - mruknął za to, czyniąc na piersi znak krzyża - trzeba oczyścić to miejsce ze zła i zgnilizny - dodał i wrócił do gasnącego już ogniska. Wyciągnął z niego sporą, płonącą jeszcze żagiew i ruszył w kierunku złowieszczej, otoczonej oparami szarej mgły wieży.
2. BALEL
Samuel obchodził zrujnowaną budowlę dookoła. Domyślał się iż pełniła ona funkcję dzwonnicy. W przekonaniu tym utwierdziły go znalezione w pobliżu fundamenty, charakterystyczne dla małych, wiejskich kościółków. W miejscu w którym stał musiała znajdować się nawa główna, a po jego lewej i prawej ręce, boczne. Dogasająca gałąź rzucała słabiutkie światło na zarośnięte stosy gruzu i niewielkie fragmenty zniszczonych ścian. W blasku nikłego płomienia zamajaczyły kontury nagrobków. Niektóre zachowały się w całkiem dobrym stanie, ale odczytanie jakiegokolwiek wyrytego na nich napisu było niemożliwe. Liczne ulewy i fruwający w powietrzu piach sprawił, że wszystkie litery zostały zatarte. Rogez po pobieżnych oględzinach okolicy ponownie zwrócił swoją uwagę w kierunku wieży. Wejście do środka blokowały nadgryzione zębem czasu, dwuskrzydłowe drzwi. Solidny kopniak wysadził je z zawiasów. Z wyciągniętą przed siebie lufą garłacza biały rycerz wkroczył do wewnątrz. Pochylił głowę, gdy stado nietoperzy umknęło w noc, z dzikim piskiem przelatując nad nim. Powietrze tutaj było stęchłe. Zerwane w połowie, zbutwiałe schody prowadziły na szczyt, prawdopodobnie do pomieszczenia z dzwonem. W świetle dogasającego płomienia biały rycerz przeszukał pomies