Wieża wyklętych (cykl Biały Rycerz)
częła powodować straszliwy ból głowy. Rogez wypuścił z ręki miecz i zatkał uszy. Nagle jakaś niewidzialna siła rzuciła nim o betonową ścianę. Uderzenie zrzuciło na ziemię kilka pochodni. Samuelowi pociemniało w oczach. Gdy doszedł do siebie wystrzelił na oślep z garłacza. Wstał. Kolejny cios rozciął mu łuk brwiowy i powalił na ziemię. Jakieś ręce chwyciły go za gardło i ścisnęły je mocno. Samuel szarpał się i mocował z niewidzialnym przeciwnikiem, a gdy poczuł że słabnie, złapał leżącą nieopodal płonącą żagiew i uderzył nią w miejsce, gdzie jak przypuszczał powinna być twarz napastnika. Nie pomylił się. Jego wróg zawył straszliwie i rozluźnił chwyt. Kolejny cios pochodnią sprawił, że wypuścił szyję rycerza. Rogez wstał i podniósł miecz. Niedostrzegalna istota skoczyła mu na plecy i znów próbowała dusić. Rycerz zrobił szybki skłon i ujrzał jak przed nim podnosi się kłąb kurzu. Wiedział już gdzie zaatakować. Pchnął mieczem i poczuł opór. Ostrze weszło w ciało. Coś ciężkiego padło u jego stóp. Po chwili na posadzce pojawił się broczący krwią, stary mężczyzna. Kaszlał głośno i patrzył na Samuela nienawistnym wzrokiem.
- Kim jesteś demonie!? I kim były czarne postacie które zaatakowały mnie w tamtym grobowcu? - zapytał Rogez
Twarz tamtego wykrzywił wymuszony uśmiech.
- Jestem Balel... - jego głos był słaby - Jozan przeklął mnie i moją osadę wiele wieków temu...Zmienił mieszkańców w bestie, a mnie obdarzył nieśmiertelnością i kazał patrzeć na ich zezwierzęcenie. Otoczył las barierą, uniemożliwiającą mnie oraz mym sługom wyjście poza wyznaczony teren. W zemście mordowaliśmy każdego, kto nocą zagłębił się w ostępach puszczy...
- Ten Jozan o którym mówisz prawdopodobnie dawno nie żyje, a ty i twoi podwładni przez setki lat zabijaliście niewinnych ludzi! - krzyknął wściekły Rogez i skierował czubek miecza w stronę umierającego starca.
Ten zarechotał.
- Cóż z tego? Teraz wszystko skończone. Wybiłeś moje sługi, a i ja sam niedługo do nich dołączę. Dobij mnie rycerzyku, skończmy to wreszcie - słabym głosem odrzekł Balel.
Kałuża krwi w której leżał, rosła w zastraszającym tempie.
- Dlaczego sam tego nie zrobiłeś? Czemu nie przerwałeś swego nędznego żywota? I czym zawiniłeś że ów Jozan zgotował ci tak straszliwy los?
- Jesteś młody i głupi rycerzyku - Balel zakaszlał głośno i splunął krwią - każda klątwa może być jakoś zdjęta. Nie wiem dlaczego moją przerwałeś akurat ty. Może anulować mógł ją tylko złotowłosy młodzieniec? A może jedynie srebrne ostrze mogło mnie zabić? Jeśli tak łakniesz odpowiedzi zapytaj Jozana, założę się że na świecie żyją jeszcze jacyś magowie potrafiący rozmawiać z duszami zmarłych... Co do powodów, to zawsze byliśmy wrogami. Ja i Jozan. Nasze wioski walczyły ze sobą. A on jak widzisz okazał się sprytniejszy. Życie jest brutalne chłopcze. A teraz dobij mnie, lub chociaż daj umrzeć w spokoju.
Samuel poczuł w sercu dziwny żal. Uniósł ostrze w górę i ciął. Patrzył jak głowa nieszczęsnego starca turla się po podłodze.
- Zaprawdę, piekło jest straszne, ale to co człowiek jest zdolny zgotować swojemu bliźniemu, jest jeszcze gorsze - rzekł do siebie i ruszył w drogę powrotną.
Gdy wyszedł na powierzchnię, jego twarz oświetliły promienie wstającego słońca. Uśmiechnął się, zmówił krótką modlitwę za dusze mieszkańców zrujnowanej osady i ruszył w poszukiwaniu zła, które mógłby tępić.