WIELBICIEL
„Piszę ten list własną krwią, abyś wiedziała, że moja miłość jest wieczna.
Kocham Cię i to się tylko liczy, a bez miłości jest tylko śmierć.
Pamiętaj o tym!
P.S. Mam nadzieję, że pierścionek Ci się podoba.”
- Kto to napisał? – wyszeptała i zaczęła szukać jakiegoś podpisu. Spojrzała na osoby siedzące w pokoju, a jej wzrok zatrzymał się na Michale. – To nie możliwe. To nie on…,
a może? – dodała po chwili namysłu.
- Matylda! – wołała ją po raz drugi Anka. – Matylda, jesteś z nami?
- Tak…, tak. – Ocknęła się. – O co chodzi? – Zerknęła ukradkiem na Michała.
- Wybieramy się dzisiaj do restauracji tej na Kopernika. Idziesz z nami?
- Tak – zgodziła się bez zastanowienia.
Zdjęła pierścionek z palca i schowała go razem z pudełkiem oraz listem do szafki
w biurku. Praca jej w ogóle nie szła, ponieważ cały czas myślała o tym, kto mógł napisać list
i cięgle podejrzewała Michała, który przecież bardzo dobrze ją znał. Myślała również
o innych znajomych mężczyznach, ale żaden z nich nie pasował jej do osoby, która pisze listy własną krwią.
Wieczorem Matylda w ogóle nie miała ochoty na wyjście, ale nie chciała odwoływać spotkania z powodu jakiegoś listu, przecież ktoś mógł sobie w ten sposób z niej żartować. Zgasiła światło w salonie i przeszła do łazienki, aby zrobić makijaż i przebrać się w coś ładniejszego. Zarzuciła na siebie wygodną, czarną sukienkę, upięła włosy i zaczęła się malować. O 19:00 wyszła przed dom i czekała na taksówkę, która już się spóźniała dziesięć minut, a nie chciała jechać własnym samochodem, ponieważ miała ochotę na lampkę dobrego wina. Otaczający ją mrok sprawiał, że czuła się coraz bardziej przerażona, a w dodatku przydrożna latarnia nie świeciła się już od dwóch tygodni. Kiedy wreszcie taksówka przyjechała, z ulgą otworzyła drzwi samochodu i wsiadła do środka.
- Na Kopernika poproszę – powiedziała i zamknęła drzwi.
- Już jedziemy i przepraszam za spóźnienie – odpowiedział kierowca, przystojny brunet w granatowym swetrze i dżinsowych spodniach.
Kiedy weszła do restauracji, od razu zobaczyła siedzących na uboczu Ankę i Michała, którzy już się dobrze bawili. Niepewnie rozejrzała się dookoła, restauracja była pełna ludzi,
a ona nikogo nie rozpoznawała. Sala była urządzona w stylu nowoczesnym z okrągłymi stolikami i wygodnymi krzesłami, dominował w niej kolor czerwony i biały.
- O Matylda! Dobrze, że już jesteś! – krzyknął Michał.
- Czekamy na ciebie z toastem – dodała Anka.