Wieczna Dama Prolog-Rozdział 4
- No tak... Wiesz muszę już iść. Mam za chwilę lekcje łaciny a potem obiad i podwieczorek u ciebie. Do zobaczenia Cassie. – powiedział, pocałował mnie w dłoń, wziął swojego rumak i pokiwał na pożegnanie dzieciom. Te odkiwały i wróciły do pracy.
Sam też się wzięłam i zamiast wyjąć jakiś stary wiersz, wzięłam kartkę i zaczęłam myśleć. Kiedy skończyłam dzieci kazały mi jako pierwszej przeczytać swój utwór. Nawet Meg otworzyłam okno, aby usłyszeć co napisałam. Nigdy się nie wstydziłam pisać to co czóje. To jest właśnie najlepsze. Piszę bo to kocham.
Znaleźć ciebie,
to szczęście.
Ujrzeć ciebie,
to radość.
Mieć ciebie po kres życia,
to wspaniale, i koniec tego krycia.
Darem jesteś dla mnie dobrym
jak człowiekiem szczodrym.
Bo ja kocham ciebie szczerze
nie tylko na papierze.
Kiedy skończyłam wszyscy, nawet pani Dicksten biła brawo, rękoma od mąki. Większość się śmiała i biła tak ochoczo, że miały całe czerwone ręce. Kiedy przestali spytałam:
-Jakie wnioski wyciągnęliście z mojego wiersza – spojrzałam po dzieciach. Mój wzrok padł na najstarszą – Margaret ???
- No więc ty...
- Nigdy nie mówcie osobowo, bo nie wiadomo czy to mówi osoba czy też autor – dzieci spojrzały niezrozumiale, więc jeszcze raz wytłumaczyłam – Bo osoba ,, ty, ona, on, ono, ja” wraża jedne uczucia czyli na przykład radość z rozkwitania zboża, a autor może inaczej wziąć tę myśl np. przyszła śmierć zboża i zjedzenie przez taką Margaret. – zanosiliśmy się ze śmiechu – zawsze mówcie autor wyrażał... No mów dalej, Margaret...