Widmowe dzieci cz.2
Rankiem las spowijała gęsta mgła. Wyruszyli od razu po obfitym śniadaniu. Elwir z radością spostrzegł, że po jego ranie nie ma już śladu. Lekarstwa Serafina działały idealnie. Pytany o to, jaki sekret kryje się za ich skutecznością i szybkością działania milczał. Cudowne receptury pozostawały więc tajemnicą anielskiego uzdrowiciela.
Dagna podskakiwała przed nimi radośnie, pełna energii. Jej stopy zdawały się ledwo dotykać ziemi. Biegła wąską leśną dróżką, to slalomem pomiędzy drzewami. Gdy dotarli do szemrzącego cicho strumienia muskała smukłymi palcami zimną taflę wody. W miarę upływającego czasu zadowolenie zaczęło jednak znikać z twarzy nimfy. Zauważyła w lesie zmianę, którą nie od razu potrafiła nazwać. Jako istota silnie związana z naturą odczuwała niepokój.
- Dagno, wszystko w porządku? - zapytał Grzmomir, dostrzegając pogorszenie nastroju u przyjaciółki.
Dziewczyna przystanęła na środku drogi i odwróciła się do mężczyzn. Przysłonięta częściowo przez mgłę wyglądała niczym zjawa.
- Las choruje - odparła smutno.
Krasnolud i Elwir rozejrzeli się uważnie wokół, lecz przez mleczną zasłonę widzieli jedynie ciemne zarysy drzew i to tylko tych rosnących wzdłuż traktu. Pozornie nic nie potwierdzało słów Dagny. Las Cieni wydawał się taki sam jak zawsze. Rosły tutaj stare drzewa z wielkimi koronami, w niektórych miejscach niemal całkowicie przysłaniającymi niebo. W oddali rozbrzmiewały odgłosy dzikich zwierząt. Od czasu do czasu zaszeleściły liście poruszone przez skaczącą z gałęzi na gałąź wiewiórkę lub dał się słyszeć tętent kopyt. Jedyną nowość stanowiła mgła. Zawisła pomiędzy ciemnymi pniami zimna, nieruchoma, jakby nienaturalna.
- Nie zatrzymujmy się - przytaknął Serafin, w duchu podzielając zdanie Dagny. - Do Magnolii już niedaleko. Lepiej nie pozostawać w lesie dłużej niż to konieczne, kiedy jest z nami chłopiec.
- Wyczuwasz coś? - zapytał Grzmomir. Sam nie miał szczególnie rozwiniętej więzi z naturą i nie odczytywał subtelnych znaków zwiastujących nadciągające kłopoty.
- Tak - odparł anioł. - Dagna może mieć rację. Spójrzcie na mgłę. Nie wygląda normalnie. Czuć od niej mroczną aurę. Nie potrafię na razie nic więcej powiedzieć, ale nie zwlekajmy.
Słowa Dagny i Serafina wywołały wiele pytań i poruszały wyobraźnię. Choroba lasu zwykle oznaczała skażenie czarną magią lub obecność czegoś równie niebezpiecznego, co niosło ze sobą moc zniszczenia. Cała czwórka ruszyła żwawo przed siebie. Pogromcy mieli w duchu nadzieję, że zdołają dotrzeć do Magnolii zanim przyjdzie im zmierzyć się z siłą potrafiącą wpływać na naturę samą swoją obecnością. W obliczu takiej potęgi pozostawali bezsilni i nie mogli zapewnić Elwirowi bezpieczeństwa.
Wieś ukazała im się po godzinie marszu. Tonęła tego dnia we mgle jak cały Las Cieni i wszystko co z nim graniczyło. Ulice były puste. Wokół zalegała cisza. Przez umysły pogromców przemknęła niemal równocześnie ta sama myśl - spóźnili się. Wtedy Elwir wybiegł przed nich i gestem ręki zachęcał, aby szli za nim.
- Czarodziej mieszka niedaleko - zawołał i nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony pogromców, pobiegł prosto w gęstą mgłę.
Grzmomir, Serafin i Dagna nie mieli wyjścia. Przyspieszyli kroku, starając się nie zgubić z oczu sylwetki chłopca, majaczącej za białą zasłoną.
Na skraju wioski stała mała drewniana chatka. Z jednej strony przylegał do niej nieduży ogródek, z drugiej była otoczona półkolem przez szumiący leniwie strumień, przy którym rosło wielkie stare drzewo. Elwir bez chwili wahania podbiegł do drzwi i załomotał w nie mosiężną kołatką. Nie czekali długo, aby z wnętrza domu dobiegł ich odgłos kroków. Gdy w progu stanął leciwy, szczupły mężczyzna Elwir wykrzyknął radośnie:
- Sprowadziłem ich, panie Mel!
Blade oblicze czarodzieja, skryte częściowo za obfitym wąsem i długą brodą, rozpromieniło się w uśmiechu na widok dobrze znanych twarzy. W pamięci od razu odtworzył liczne wspólne