W Ustroniu
Yyyy
Słońce odbijało się od rozkołysanych fal. Wilgotny piasek lśnił złociście. Coś tam na nim błyszczało: może bursztyn, albo muszelka. Stadka rozkrzyczanych mew, to wzbijały się w powietrze, kołowały nad głowami nielicznych jeszcze o tej porze spacerowiczów, to przysiadały na falach. Z tyłu, w niewielkim lasku, słychać było świergot jakichś innych ptaków.
Mimo słonecznej pogody, było dosyć chłodno. Mężczyźni
spacerujący po plaży, mieli na sobie swetry; kobiety, powiewne suknie tłamsiły
szalami czy narzutkami. Ten i ów schylał się czasem, podnosił coś z piasku,
przecierał, bacznie oglądał, a następnie albo chował do kieszeni, albo oddawał
swej towarzyszce lub, co zdarzało się znacznie rzadziej, wyrzucał do wody.
Dziwna rzecz, że wśród spacerowiczów, nie było wcale dzieci i młodzieży.
Dostojne matrony, smukłe, wysokie, wyschnięte, szły pod rękę z siwymi, łysawymi
i pękatymi mężczyznami o cienkich nogach, tak nie pasujących do całości. Ale
właśnie chłodny poranek, był czasem tych ludzi. Później, gdy słońce wzbije się
wyżej, zaczną schodzić się tuczne matki z niesfornymi dzieciakami. Będą
smarować się olejkami do opalania, podczas gdy ich latorośle będą się topić
nawzajem. Po południu, na plażę wylegną niedorosłe pannice. Będą paradować w tą
i z powrotem, kręcąc odsłoniętymi prawie tyłkami, wystawiając na działanie
promieni słonecznych zbyt odkryte biusty. A wieczorem, gry już słońce zajdzie,
plażę pokryją całujące się i kochające pary.
Ale teraz, na plaży jest jeszcze spokojnie. Tylko dalej w
porcie, zaczął się ruch. Jakiś statek dobił nie dawno do brzegu. Ludzie biegają
w tą i z powrotem. Specjalne platformy, przewożą wyładowane skrzynie. Tutaj nie
ma snujących się postaci. Każdy idzie zdecydowanie. Każdy biegnie do
upatrzonego wcześniej celu.
Zarówno plażę, jak i port, jak i ten niewielki fragment
lasu, widać z dwóch ośrodków wypoczynkowych: Baltic i Ustroń. Baltic, położony
bliżej plaży, daje lepszą możliwość obserwowania portu. Ustroń, jest od niego
nieco odsunięty, ulokowany właśnie na skraju lasku.
Już od dłuższego czasu, obydwa domy odwiedzane są
ustawicznie przez wczasowiczów. Do Ustronia, dziś właśnie przyjechała nowa
grupa na dwutygodniowy turnus. Od dworca kolejowego, zdążają w stronę Ustronia
grupki wczasowiczów. Inni, mniej rozgarnięci, lub po prostu leniwi,
przyjeżdżają taksówkami. Recepcjonistki, uwijają się jak mogą. Schody i windy
są oblężone. W hollu, ludzie zapisują się na wcześniejszą, bądź późniejszą porę
posiłków. Na piętrach, również było gwarno. Ludzie chodzili w tą i z powrotem,
starając się jak najszybciej odnaleźć swój pokój. Ci, którym się to udało,
rozpakowywali walizki i zagospodarowywali się tak, by możliwie najwygodniej
żyło im się tu przez te dwa tygodnie.
Taki harmider trwał przez cały dzień. Rozpakowawszy się,
większość, wybierała się na „wycieczkę” po domu. Siedmiopiętrowy Ustroń, był
ośrodkiem, może nie najnowocześniejszym, ale dość wygodnym. Każdy pokój,
posiadał dość obszerna łazienkę, radio, niewielki telewizor i zadaszony balkon.
W dodatku, na dwóch przeciwległych ścianach domu, rozciągały się długie,
wspólne balkony. Do dyspozycji gości, oprócz eleganckiej stołówki, była jeszcze
niezbyt droga kawiarnia, świetlica i siłownia. Zdecydowaną wada Ustronia, było
to , że posiadał on zbyt małe podwórko, połączone na domiar złego z placem
zabaw dla dzieci. Na frontowej ścianie
domu, zbudowany był ogromny taras. Ściana ta , była po części przeszklona, a po
części udekorowana śliczną kolorowa mozaiką. Przed domem, a więc i przed
tarasem, był ogród –całkiem duży, choć robił wrażenie niewielkiego ze względu
na to jak był zagospodarowany. W części usytuowanej przed tarasem, miejsca nie
było prawie wcale. Wąziutkie ścieżki z płytek chodnikowych, wyznaczały szlaki,
którymi można się było poruszać. Reszta była obsadzona to kwiatami, to równo
przystrzyżoną trawa, to różnokształtnymi krzewami, czy maleńkimi jodełkami. Po
drugiej stronie drogi prowadzącej o drzwi frontowych, miejsca w ogródku było o
tyle więcej, że zmieściło się tam kilka mikroskopijnych ławeczek.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora