W kropli
- Pamiętam. Ale przez mgłę. Czy to się zdarzyło?
-Ona pana kochała.
- Tak… chyba tak było… Był taki dzień. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem.
- Wciąż może pan dokonać nowych obliczeń… Może pan owinąć się inną czasoprzestrzenią. To nie będzie bolało. Zapomni pan.
- Lecz pan będzie pamiętał.
- Służę panu. Nic więcej.
- To przecież niemożliwe, bym kazał zapisywać wyłącznie daty i godziny. Czy to ma sens?
- W tej sprawie nie mogę się wypowiadać.
- A może… zaczniemy od początku?
- Tu tkwi problem. Brak definicji.
- Myśli pan o turbulencjach?
- Nie tylko. Nie możemy zejść z kursu.
- Czy definicja jest konieczna?
- Ona panuje nad chaosem.
- A gdyby tak… - Przewodnik zawiesił głos, i rozejrzał się – A gdyby tak nie zważać na definicję?
- Wykluczone! Coś się już stało. Teraz możemy tylko próbować odszukać nową definicję. Bez niej nie ma możliwości lotu. Utracimy sterowność, zabłądzimy, może znikniemy. Nikt z nas nie przewidzi konsekwencji takiej aberracji. Poza tym… stracimy twarz.
- To mocny argument.
- Musi pan rozważyć wszystkie plusy i minusy, wszystkie ciągi liczb w nieskończoności, a potem napisać właściwe równanie. Pomogę panu. To proste. Musimy zacząć od zera. Ono decyduje o końcowym wyniku.
- Dlaczego nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat?
- Rozmawialiśmy.
- Więc dlaczego nie pamiętam?
- Za każdym razem pan o to pyta.
- To już rozumiem skąd u pana ta stoicka pewność, przechodząca w irytację; skąd ta irytacja przechodząca w pewność. Na pana miejscu… - nie chciał kończyć myśli.
- To dobrze. Teraz możemy przystąpić do stwarzania faktów.
- Myślałem, że sam je stwarzam?
- Nie myli się pan. Ale moja obecność w niczym nie zmienia pana położenia.
- Wobec tego zacznijmy od 13 stycznia 2002 roku. Jaką godzinę pan wpisał?
- Godzinę przesilenia.