Valerie
- Czemu nie walczysz?!- wrzasnęła- Walcz! Broń się!
Wściekłość emanowała od niej, chciała, abym zareagował. Nie ma mowy. Niw mogłem jej skrzywdzić. Byłem nieruchomy niczym głaz. Po chwili w ogóle przestała mnie bić. Zacisnęła palce na moim ubraniu i przytuliła się do mnie. Płakała. Zaczęła osuwać się na ziemię, ale w porę ją złapałem i posadziłem na pniaku. Uklęknąłem przy niej i tak zostałem. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim się uspokoiła. O wiele później podniosła na mnie oczy.
- Liam… przepraszam- wyszeptała
- Nic się nie stało- ścisnąłem jej rękę- już prawie nie boli.
- Po prostu, musiałam się wyżyć. Nawet nie wiesz, jak trudno jest cały czas tłumić w sobie emocje. Tylko tak mogę dać im ujście.
- Co się stało? Ktoś cię skrzywdził?- na samą myśl o tym, ogarniał mnie dziki gniew.
- Nie, nie. A właściwie…Wuj
- Co ci zrobił?- zacisnąłem rękę w pięść
- Powiedział, że nie pójdę do Akademii Wojskowej. Mam być arystokratką, nie wojowniczką. Ja nie chcę!- zdenerwowała się- On uważa, że powinnam tylko krochmalić obrusy, albo tym podobne- wierzchem dłoni otarła łzę- Ciągle mówią mi, co mam robić, jak wyglądać, jak mówić. Nie mogę tak. Czuję się jakbym była w klatce. W pułapce, z której nie mogę się wydostać. Nie chcę tak żyć.
- Val, co mogę zrobić, żeby ci pomóc? Zrobię wszystko.
- Może… nie, to głupi pomysł
- Słucham.
- Moglibyśmy uciec. Zostawić to wszystko za sobą, naszą przeszłość. Zacząć żyć na naszych warunkach. Od nowa. - jej twarz się rozjaśniła, ale jednocześnie widać było, że bała się tego, co wymyśliła.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią poważnie.
- Tego chcesz? Jesteś pewna?
Pokiwała energicznie głową. I przytuliła się do mnie. Drgnąłem zaskoczony. Nie żebym miał coś przeciwko, ale to zachowanie nie pasowało do dawnej Valerie. Nie miałem jednak zamiaru protestować.
- Pójdziesz ze mną?- zapytała