Valerie
1
W życiu każdego człowieka jest moment, który pamięta przez całe życie. Mogą być to wspomnienia z podroży, wygrana w wyścigu, śmierć bliskiej osoby, a także wiele innych. W moim wypadku to dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłem Valerie Collins. Pamiętam każdy szczegół, pamiętam, jak jej włosy falowały, gdy stała przede mną, jej zwiewną sukienkę koloru bezchmurnego nieba. Pamiętam, że w trzech palcach prawej reki trzymała ciastko z lukrem, posypane do połowy roztopioną czekoladą. W tym momencie zakochałem się po raz pierwszy i jak wtedy sądziłem, ostatni.
Rano obudziłem się i nie wiedziałem, gdzie jestem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przecież dwa dni temu przed moim domem pojawili się żołnierze i zabrali mnie do Barty- stolicy Armatenii. Oświadczyli moim rodzicom, że zrobią ze mnie żołnierza, bym służył Jego Cesarskiej Mości. Moi bracia i siostry patrzyli na mnie z zazdrością. Oni mieli do końca swoich dni pomagać w gospodarstwie, podczas gdy ich najmłodszy brat będzie się zabawiał w stolicy. Gdy odjeżdżałem, nikt się ze mną nie pożegnał. Rodzice uważali mnie za syna marnotrawnego, z tą różnicą, że ja nigdy nie wrócę, a rodzeństwo było na mnie obrażone. Miałem wówczas dziewięć lat.
Nigdy nie jechałem autobusem, a nagle znalazłem się tam razem z czterdziestką chłopców w różnym wieku. Od lat siedmiu do trzynastu. Byłem przerażony i onieśmielony, ale też podekscytowany tym, co mnie czeka. Nigdy nie myślałem, że mógłbym zostać żołnierzem, w ogóle nie zastanawiałem się nad przyszłością. Postanowiłem sobie jednak, że będę sumienny i pracowity. Chciałem zostać żołnierzem idealnym. Sprawiedliwym, mądrym, sprawnym i dobrym. Myślałem, że będę wyrozumiały, nie będę wydawał pochopnie sądów. Taki był mój ideał, a ja postanowiłem nim zostać. Wyobrażałem sobie siebie w mundurze, jak idę ulicami, a tam wszyscy mnie znają, że ludzie mnie uwielbiają. Jestem tak dobry, że sam cesarz kocha mnie jak własnego syna i daje mi swoją córkę za żonę. Jestem bogatym i potężnym człowiekiem, którego wszyscy szanują. Takie były moje marzenia i najskrytsze pragnienia, jednak zeszły na dalszy plan, gdy dwa dni później zobaczyłem Valerie.
Jak już mówiłem, wstałem i szybko ubrałem się w ubranie, które wszyscy chłopcy mieli takie samo. Mieszkałem w ogromnym namiocie razem z dziewiętnastoma innymi chłopcami w moim wieku. Każdy z nas miał łóżko polowe i szafeczkę na ubrania. Tam musiał zmieścić się cały nasz dobytek. Placówka szkoleniowa znajdowała się na tyłach Pałacu Cesarskiego. Była oddzielona najpierw dużym parkiem, w którym biegaliśmy, oraz murem. Znajdowała się tam brama, strzeżona dzień i noc. Tylko tak można było się przedostać na teren pałacu. Oprócz chłopców z mojego oddziału byli jeszcze inni. Chłopcy i dziewczęta w wieku od pięciu do osiemnastu lat. Nie było ich wszystkich, ponieważ niektórzy poszli na wojnę, jak wytłumaczył nam porucznik Bay, któremu mieliśmy podlegać. Było wiele namiotów, w tym namiot dowództwa. Po ubraniu cała nasza dwudziestka ustawiła się na baczność przed porucznikiem. Bay był krępym mężczyzną o stalowych oczach, który uwielbiał wprowadzać dyscyplinę.