Valerie
- Dziś pójdziemy biegać po parku. Takie przebieżki będziemy wykonywać codziennie, rano i wieczorem. Ma was to zahartować i sprawić, że przestaniecie w nocy płakać i robić w gacie- ciągnął drwiącym tonem- A teraz, w tył zwrot, do parku marsz, wykonać!
Pobiegliśmy za porucznikiem jeden za drugim. Ja byłem gdzieś pośrodku. W miasteczku uchodziłem za całkiem niezłego biegacza, więc nie miałem większych problemów z nadążaniem za porucznikiem. Szybko przegoniłem pozostałych chłopców i po chwili biegłem na czele grupy, zaraz za Bayem. Wtem mężczyzna gwałtownie się zatrzymał i ryknął do nas:
- Do szeregu! Szybko!
Wszyscy zaczęli się przepychać, ale w końcu udało nam się ustawić. Porucznik stał tuż przede mną, więc nie wiedziałem, co się za nim znajduje.
- Baczność!- wrzasnął- A teraz oddajcie hołd Ladie Valerie!
Odsunął się i moim oczom ukazał się anioł w otoczeniu kilku kobiet - zapewne służek i opiekunek. Miała złote, lekko kręcone włosy, które opadały na jej białe ramiona. Ubrana była w błękitną sukienkę do kolan, a przez ramię miała przewieszoną szarfę. Patrzyła na nas z ciekawością, jej włosy lekko powiewały na wietrze. W tym momencie zrozumiałem, że póki istnieje Valerie Collins- siostrzenica cesarza- nigdy nie pokocham innej kobiety. Mogła być najwyżej rok ode mnie starsza, ale nie wyglądała na to. Nagle podniosła ciastko do ust i je ugryzła. Zakochiwałem się coraz bardziej.
- Ćwiczenia, poruczniku?- zapytała czystym, dźwięcznym głosem.
- Tak, milady. To nowi rekruci, przybyli dopiero dwa dni temu i muszę przyznać, że będzie ciężko.
Uśmiechnęła się leciutko, a jej ciemne oczy zalśniły.
- Cóż, teraz trudno o dobrych żołnierzy. Powszechnie wiadomo jednak, że nasi są najlepsi. Wierzę, że uda ci się ich odpowiednio wyszkolić. A wy, - zwróciła się do nas- uczcie się pilnie, a może pewnego dnia zajdziecie wysoko. Oczywiście, udaje się tylko najlepszym.
Bay pokiwał głową i podziękował. Pokłonił się nisko i życzył jej miłego dnia. My poszliśmy za jego przykładem. Dziewczyna skinęła nam głową i odwróciła się. Zmierzała w stronę bramy, a za nią ciągnęła jej obstawa. Mógłbym patrzeć bez końca, choćby na jej plecy, ale porucznik już ruszył. Teraz biegłem na końcu, bez przerwy się odwracając, chociaż dawno zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Czułem lekkość w sercu i jakąś dziwną tęsknotę, chciałem już ją zobaczyć. Uśmiechałem się jak idiota za każdym razem, gdy przywołałem jej obraz- czyli cały czas. Z pewnością byłem zakochany.
2