Uniwersum Metro 2033 - Stoyan
W rękach Stoyana znajdował się pistolet na wodę.
Stwory ryknęły śmiechem. Jedne łapały się za coś, co mogło przypominać brzuchy, inne opierały się na czymś, co mogło być kiedyś kolanami. Jeszcze inne spierały się na powykrzywianych nienaturalnie ramionach towarzyszy. Ich nieludzki warkot i kasłanie przypominające śmiech, niosły się po całej okolicy.
„Ja wam, ku*rwa, dam! Zaj*ebię, zatłukę!”
Wściekły stalker sięgnął instynktownie do pasa, do którego zwykle nosił przytroczoną broń. Cudownym trafem jego dłonie trafiły na dwa wielkie, lśniące i gotowe na mord Desert Eagle. Znał ich potworny kaliber oraz odrzut, który przypominał kopniaka od konia.
Wyciągnął je niczym rewolwerowiec. W ty samym momencie zabrzmiała muzyka. Nie wiedział, czy to któryś ze stworów włączył ponownie radio, czy jego umysł płatał figle i „zapuścił” mu akurat taką piosenkę. W głowie brzmiały jedynie słowa:
„Hey Hey You You
I don't like your girlfriend”
Popowo-punkowy przebój Avril Lavigne huczał mu w uszach. Stalker głośno się zaśmiał i z zaciśniętymi zębami zaczął egzekucję.
Jego ruchy były powolne, ale dokładne, jakby ktoś włączył bulle time z Matrixa albo Max Payne’a.
Wystrzelił.
Widział blask płomienia z lufy, trajektorię sunących pocisków, ruchy przerażonych stworów. I rozpoczął krwawą łaźnię.
„No way No way
I think you need a new one”
Celował w głowy stworów. Po każdym wystrzale zostawała z nich jedynie mokra plamy. Stwory nie walczyły. W popłochu wpadały na siebie, przewracały się.
Kolejny wystrzał.
Stwór z dziurą wielkością pięści zwalił się na grilla rozsypując ohydne wiktuały i gorący żar na trawnik. Inny potknął się o rozpałkę do grilla, która rozlała się na żar. Buchnął ogień. Stwór leżący na grillu zaczął płonąć i żałośnie wyć.
Stalker kontynuował swój krwawy balet.
“Hey Hey You You
I could be your girlfriend”
Piosenka była jak zapalnik, agresja raz za razem eksplodowała w nim, gdy słyszał kolejne słowa refrenu piosenki.
Kolejny wystrzał.
Kule przebiły basen na stelażu, który stał w rogu ogrodu. Woda zaczęła tryskać niczym z fontanny. Płonący stwór rzucił się pod kaskadę wody. Jego również dosięgły kule.
I jeszcze jeden wystrzał.
Piniata poszła w strzępy i zamiast słodyczy wysypały się z niej setki ludzkich palców.
Stoyan nieludzko krzyknął.
Magicznym sposobem amunicja w jego broni nie kończyła się, nie musiał przeładowywać, po prostu strzelał, jak do kaczek w popularnej grze na konsolę, albo do zapałek w lunaparku.
Kolejny stwór otrzymał pamiątkę od firmy Smith & Wesson i zwalił się z łoskotem na kosz piknikowy, wylewając przy tym herbatę i niszcząc ułożone w stosiku babeczki.
„Hey Hey You You
I know that you like me
No way No way
No, it's not a secret”
Kolejne pociski trafiły w wielki tort ustawiony na ławce ogrodowej. Śmignęły dalej, pokryte śmietana i lukrem i wbiły się w ciało kolejnej bestii.
Żądza mordu nie ustawała. Stalker odrzucił pistolety i sięgnął raz jeszcze do pasa. Tym razem odnalazł tam dwa Ingramy.
Uśmiechnął się złowieszczo i ryknął na cały głos. Symfonia wściekłości i pocisków zabrzmiała po raz kolejny. Tym razem popłoch był jeszcze większy.
„Hey Hey You You
I want to be your girlfriend”
Ingramy rozpoczęły swoją partię. Stwór z czapką kucharza, który stał wcześniej przy grillu, teraz próbował uciekać przez płot. Seria szybko strąciła go z płotu i zostawiła na czapce krwawe ślady.