Ukryte marzenie (Miłosna trylogia 1) - prolog + 1 rozdział
Ma przecież swoje przyjaciółki, z którymi nigdy nie straciła kontaktu. I już niedługo się z nimi zobaczy. Już nie mogła się doczekać. Wracała do swojego domu, wracała do Phoenix.
- O czym myślisz? - zapytał męski głos, wyrywając ją z zamyśleń.
Ashley spojrzała na fotel obok i uśmiechnęła się do bruneta siedzącego obok niej. Jechał razem z nią. Jej przyjaciel z Chicago towarzyszył jej w podróży do rodzinnego domu. Joey Samson pomagał jej we wszystkim i mogła zawsze na niego liczyć. Nie mówił nic, gdy postanowiła nagle wynieść się z Chicago i wrócić do domu. Ale nie puścił jej samej. Wiedział dlaczego postanowiła to zrobić. Musiała uciec, to było jedyne wyjście. Miał nadzieję, że tym razem będzie bezpieczna, już on tego dopilnuje.
- O przeszłości – odparła, podwijając rękaw swojej jedwabnej bluzki. Zobaczywszy siniak, od razu go zakryła, chociaż nie musiała. Joey nie tylko to widział, ale wiele więcej. To on jej pomagał, gdy ciotka nie miała dla niej czasu. O wielu rzeczach nie wiedziała. Ashley nie chciała przysparzać jej więcej problemów. Była już dorosła i postanowiła żyć na własny rachunek. A dorosłość wiązała się z pokonywaniem problemów własnymi siłami. Kiedy skończyła pełnoletność wyprowadziła się z domu i zamieszkała z Joeyem. - Tyle czasu już mnie tu nie było. Pewnie wiele się zmieniło.
- Poradzisz sobie ze wszystkim a ja ci w tym pomogę. - Uśmiechnął się lekko i wziął ją za rękę. - Nie mogę się doczekać, kiedy poznam Chantelle i Tracy. Tyle o nich opowiadałaś, że czuję jakbym ich dobrze znał.
- Polubicie się – stwierdziła. - Są dla mnie jak siostry.
Chciała, żeby się tak stało. Oni wszyscy byli dla niej ważni i chciała, żeby dziewczyny polubiły Joeya tak jak ona. Był dla niej jak starszy brat. Przez chwilę pomyślała o Dave' ie. Zastanawiała się, czy teraz jakby ją zobaczył, też traktowałby ją tylko jak koleżankę. Wiadomo, że mężczyźni to wzrokowcy i lubią ładne kobiety. A ona już nie była tą osobą co dawniej. Wzięła się za siebie. Schudła, dzięki czemu mogła się pochwalić nienaganną figurą, okulary zamieniła na szkła kontaktowe. Tylko włosy były wciąż takie same. Długie, sięgające połowy pleców o kolorze dojrzałych kasztanów. Nigdy ich nie farbowała, jak inne kobiety. Nie chciała, podobał jej się ten kolor i nigdy, ale to przenigdy nie będzie ich niszczyć farbami do włosów. No chyba, że zacznie szybko siwieć.
Ashley położyła głowę na jego ramieniu. Taki chłopak to skarb. Ktoś widząc tych dwoje pomyślałby, że są w sobie zakochani i że są parą. A to nie była prawda. Joey był jej bliskim przyjacielem i nic więcej ich nie łączyło, ani nie połączy. Był dla niej bardzo ważny, nie wiedziała co by zrobiła bez niego.
Przez głośnik rozległ się głos stewardessy informujący, że zbliża się lotnisko. Prosiła o zapięcie pasów. Ashley już nie słyszała dalszych słów. Zagłębiła się w swoich myślach. Radosne wspomnienia z dzieciństwa wróciły.
Wracam do domu, pomyślała z radością.
***
Kiedy wyszła z hali lotniska osłoniła oczy ręką, gdyż słońce tego dnia prażyło zbyt mocno. Zatrzymała się na chwilę wyjmując z torebki okulary przeciwsłoneczne, które założyła na oczy. Od razu lepiej, pomyślała z zadowoleniem. Obejrzała się za siebie. Joey odbierał bagaże i miał do niej dołączyć. Czekając na niego zobaczyła zatrzymującą się niedaleko taksówkę. Idealnie, stwierdziła w duchu, nie będziemy musieli dłużej czekać na następną. Jednak gdy spostrzegła kto wysiada z samochodu zatrzymała się zszokowana. Uśmiechnęła się szeroko. Wszędzie by poznała dwie sylwetki.