Ukryte marzenie (Miłosna trylogia 1) - prolog + 1 rozdział
Były dla siebie jak siostry. Zawsze razem się trzymały i wpierały się nawzajem w trudnych chwilach. One nie przywiązywały wagi do tego, że była troszkę grubsza od innych. Dzieci bywają naprawdę okrutne, ale nie one. Zarówno blondwłosa Chantelle jak i rudowłosa Tracy nie drwiły z powodu jej tuszy. Zawsze mogła na nich liczyć, jak i na Dave'a. Często ich zapraszała do siebie. Dave lubił je, ale nigdy razem się nie bawili. Mówił, że woli jej towarzystwo. Czasami jej się wydawało, że jest o nie zazdrosny. On oczywiście zaprzeczał. Nie czuł się swobodnie w ich towarzystwie. Pamiętał jak nazywał ją "Pączuszkiem". Nigdy się na niego nie gniewała za to, bo nie mogła. Uśmiechnęła się na tą myśl.
Pięć długich lat. Tyle lat minęło odkąd ostatni raz go widziała. Żegnał się z nią na progu jej własnego domu, gdy ciocia Amelia zabierała ją do siebie, do Chicago. Życzył jej szczęścia i obiecał, że nigdy o niej nie zapomni. " Zawsze będziesz dla mnie ważna" – powiedział. Obiecali sobie, że nie zerwą ze sobą kontaktu, ale czas sprawił, że tak się nie stało. Na początku listy i telefony były częste, a potem coraz rzadsze, aż zanikły całkiem. Kiedy jak zwykle raz do roku, przyjeżdżała na grób rodziców spotkała Katherine Marshall, matkę Dave'a. Zamieniły ze sobą parę słów i Ashley dowiedziała się, że przyjaciel wyjechał na studia i wyprowadził się z domu. Niby nie wyjechał z miasta, ale Phoenix było dużym miastem i dojeżdżanie codziennie na zajęcia było uciążliwe. Zamieszkał bliżej uczelni. Do rodziców odzywał się czasami, a raz na dwa tygodnie bywał w rodzinnym domu. Tłumaczył się nawałem zajęć. Był już dorosły i miał własne życie. Życie, gdzie nie było już miejsca dla dawnej przyjaciółki, domyśliła się. Pożegnała się wtedy szybko, chociaż Katherine próbowała ją zatrzymać i zaprosić na jakąś kawę, żeby porozmawiać. Ashley jednak miała inne plany. Jak co roku, kiedy była w Phoenix spotykała się z Tracy i Chantelle. To był ich rytuał. Nie mogła sobie tego odmówić. Przez cały rok niecierpliwie oczekiwała tych spotkań. Telefony i rozmowy na Skype to nie to samo. W Chicago, gdzie mieszkała z ciocią Amelią, nie miała takich przyjaciół. Był tylko Joey i ciocia Amelia. Byli jej przyjaciółmi i mogła im powierzyć swoje sekrety.
Ciotka zaopiekowała się nią po śmierci rodziców. Była jej za to bardzo wdzięczna. Nie wiedziała co by było gdyby nie ona. Amelia nie miała rodziny. Życie tak jej się ułożyło, że nigdy nie wyszła za mąż. Gdy Ashley ją nieraz o to pytała opowiadała, że nie miała szczęścia w miłości. Całą swoją miłość przelała na nią. Była dla niej zarówno ojcem i matką. Mimo że bardzo się starała wynagrodzić jej brak rodziców, Ashley i tak często czuła się samotna i wiedziała, że czegoś w jej życiu brak. Nie uporała się ze swoimi tragicznymi wspomnieniami. Chociaż, czy po takiej tragedii kiedykolwiek można się z tym uporać? Zostaje wielka pustka w sercu i poczucie, że jest się samej na tym świecie. No może nie do końca samej.