Tylko Marek
- Czerwona fasola moczyła się przez całą noc. Wrzucam ją tutaj razem z przyprawami.
- Jakimi przyprawami ? – zapytała raczej uprzejmości, niż z ciekawości – Słyszałam, że diabeł tkwi w szczegółach.
- Słusznie ! – uśmiechnął się z ożywieniem, jakby nagle nabrał nadziei, że na tym polu cos z niej jeszcze będzie. – Dodaję po łyżeczce papryki, bazylii, oregano, trochę pieprzu i chili. Te ostatnie według uznania, a raczej według odporności.
Agata powiedziała tylko:
- Litości, jestem głodna.
- Znów jesteś sobą.
- Zawsze jestem sobą. – Powtórzyła niedawno usłyszane zdanie.
Marek usiadł naprzeciwko.
- Musimy teraz poczekać około czterdzieści minut. – popatrzył na nią z tym swoim szarozielonym ciepłem w oczach.
„Siedzę tutaj, w obcej kuchni, z mężczyzną moich marzeń. Wszędzie pełno śladów tamtej kobiety.” „A może już następnej ?” – nagle wkroczyło Monstrum – „Niemożliwe przecież, żeby sam sobie kupił ten komiczny fartuch. Ten ko-me-dia-lny – jak by powiedział Tygrys od Kubusia Puchatka – łach , psuje jak ulał do tamtej baby, z którą go wczoraj widziałaś. Cha, cha, cha … przyjechałaś go śledzić jak pierwsza lepsza siedemnastolatka. Eee tam, siedemnastolatka wykazałaby więcej rozsądku. Jak ty się nie obawiałaś jej tutaj zastać.”
Pierwsze Ja wzięło Agatę w obronę: „ Na to też była przygotowana. Ale czym się tu przejmować. Wystarczy porównać je obie i od razu wiadomo która ma większe szanse. Chyba byłby szalony, gdyby wolał wiekowe, grube babsko od piętnaście lat młodszej, atrakcyjnej kobiety.”
- Naprawdę miło cię znowu widzieć – jakby na moment wyczerpały się tematy.
- Poznałam twoją córkę – Agata też miała wrażenie, że rozmowa stanęła w miejscu.
- Klarę – stwierdził raczej niż zapytał.
- Chodzi z moim szefem.
- Ty masz szefa ? – Marek nie mógł sobie wyobrazić, ze ktoś Agacie wydaje polecenia.
- No , mój pracodawca. Całkiem w porządku facet. Ma mały zakład odzieżowy. Ja zajmuję się tam projektowaniem dzianiny.
- Jak to dobrze brzmi. Zaimponowałaś mi. – Marek otworzył szerzej oczy.
- No dobrze, dobrze. Po prostu wymyślam fasony sweterków.
- Ja wcale sobie z ciebie nie żartuję. Naprawdę bardzo się cieszę, ze dajesz sobie radę.
- Zapewniam cię, nie miałam innego wyjścia, jak po prostu poradzić sobie.
Nagle cos mu się przypomniało:
- A wiesz, właściwie coś mi kiedyś obiecałaś i nie spełniłaś obietnicy…
- Co ?
- Mówię o tak zwanym przez ciebie „wyczynie grafomańskim”, miałaś mi go przysłać na Walentynki, zaraz po naszym…
- No powiedz, rozstaniu – Zawsze starała się mówić jasno o skomplikowanych sprawach – nie dostałeś kartki ?