Tylko Marek
W kuchni Marek znieruchomiał przy zapalonym palniku.
- O Jezusie, to ty ?!
- Chyba rzeczywiście coraz gorzej widzisz – Agata starała się być dowcipna – Niestety nie jestem Jezusem, powiem więcej, jestem zupełnie innej płci.
„Tekst jak z kabaretu dla niezbyt wyrobionej publiczności” – usłyszała wewnątrz siebie, ale puściła to mimo wewnętrznego ucha.
- No przecież widzę. Widzę, że to ty – Marek postawił rondel na palniku i wytarł ręce o fartuch w czerwone pasy. –jestem tylko zaskoczony, że w końcu przyszłaś do mnie, po tym, jak złamałaś mi serce…
„To typowe dla niego. Gdy rzeczywistość go zaskoczy, zaczyna w głupkowaty sposób żartować. Ton jego głosu był śmiertelnie poważny, ale na zielone błyski w okularach zdradzały coś zupełnie innego. Najchętniej sam by się uśmiał z własnej tragedii, ale nie wiedzieć czemu odwlekał te chwilę w nieskończoność.
- Za duży ogień – Agata wskazała na dymiący garnek i tak jak stała, w kompletnym ubraniu, usadowiła się na krześle obok kuchennego stołu.
- Rozbierz się – Marek zmniejszył ogień na kuchence – Jak już dałaś do zrozumienia, że tak łatwo nie dasz się wyrzucić.
- Zrobiłbyś to ?
- Rozbierz się. Na razie tylko z płaszcza – teraz Marek postarał się o dowcip. Zupełnie jej nie przeszkadzało, że głupi.
- Znowu jesteś sobą – uśmiechnęła się z ulgą.
- Zawsze jestem sobą. W ogóle miło cię znów widzieć. Będziesz taka miła i pozwolisz mi dokończyć to , co ledwo zacząłem ? Masz niepowtarzalną okazję oglądać na żywo swój ideał: sympatyczny, starszy pan który pichci.
- Och – westchnęła – okazuje się, ze nie jesteś jeszcze takim starym sklerotykiem, za jakiego chciałbyś czasem uchodzić.
Na zawsze zapamięta ich pierwszą rozmowę, kiedy od razu , bezceremonialnie obrzuciła go górą komplementów. Potem dopiero wydało się jej, że to wyjątkowo głupio mówić do nowopoznanego faceta : „Jest pan ideałem : sympatyczny i lubi gotować.”
„Jesteś beznadziejna” – Cyniczna Jędza miała używanie a Zakompleksiona dodała: „Nie umiesz nawet odezwać się do kogoś, kto ci się podoba.”
Ale jak zauważyło Pierwsze Ja, ten brak hamulca zrobił na nim pozytywne wrażenie. Trochę tylko pośmiał się z „sympatycznego” i często do niego wracał.
Kiedy wieszała płaszcz w korytarzu, w sąsiedztwie wieszaka zauważyła powiększoną, amatorską fotografię dobermana. „Nora chyba też nie żyje…” – wywnioskowała z otulającej resztę mieszkania ciszy, a Jędza wykorzystała sytuację : „To sformułowanie jest niestosowne, zwłaszcza w tym kontekście,” ale Pierwsze Ja przyszło z odsieczą: „Co w tym niestosownego? Gdyby zadziałało w drugą stronę, to tak, ale w tej postaci ?”
Gdy Agata wróciła do kuchni, Marek właśnie wrzucał do rondla warzywa pokrojone w kostkę. Podeszła bliżej, popatrzyła najpierw na półprodukty poukładane na blacie łączącym zlew z kuchenką, potem w jego oczy. Zrozumiała tylko tyle, że zbytnio się śpieszy. Za szybko i zbyt blisko. Znów znalazła się na krześle.
- Zostało mi z wczoraj trochę ugotowanego kurczaka – jak zwykle w takich przypadkach starał się zagadać kłopotliwe milczenie.
- Trochę ? – Agata podjęła temat – musiał ci wczoraj wybitnie apetyt nie dopisać.