Twinning Część 2
— Jeszcze nie wiem. Ale na razie jesteśmy bezpieczni.
— To może wyjaśnisz mi w końcu, o co tu chodzi?
— Nasz Wydział siedzi w gównie po same uszy.
Piotr parsknął głośno.
— Dopiero teraz to zauważyłeś?
— Nie żartuj sobie ze mnie! Tu chodzi o coś naprawdę poważnego!
Mina mężczyzny prowadzącego samochód wyglądała groźnie i niebezpiecznie zarazem. Nowicki znał ten wyraz twarzy. Jego przyjaciel podczas służby widział podobne dantejskie sceny jak on, o ile nie gorsze. To właśnie Marek Bartosiewicz był pierwszym i jedynym do tej pory partnerem, jakiego miał. Pracowali razem przez cztery lata, zanim nie zostali rozdzieleni.
— Dobra, przepraszam. Mów.
— Pamiętasz nasze ostatnie wspólne zadanie?
Piotr przeniósł spojrzenie z szyby na kierowcę. Dlaczego pytał się go o sprawę, która okazała się ich ostatnią? I to w dodatku teraz?
— Oczywiście, że ją pamiętam. To przez nią nas rozdzielili.
— Wtedy, sześć lat temu, już po zamknięciu śledztwa jeszcze raz poszedłem odwiedzić tego chłopca w szpitalu.
Piotra Nowickiego — człowieka, który od dekady uganiał się za genetycznymi podróbkami ludzi przeszły ciarki. Tamta historia sprawiła, że już doszczętnie stracił wiarę w drugiego człowieka i w samego siebie. To w tamtym okresie, nie potrafiąc zatrzymać krzyków w swojej głowie oddał się zupełnie w ramiona alkoholizmu. Sześć lat temu on i Bartosiewicz zostali przydzieleni do normalnego zdawało się śledztwa. Wydział do Spraw Klonów i Nielegalnego Powielania Ludzi skierowało ich obu, doświadczonych już agentów do wytropienia i zamknięcia tajemniczej organizacji dążącej do skopiowania ludzkiego kodu genetycznego. Po tygodniach śledztwa natrafili wreszcie na ślad. Podając się za parę naukowców wniknęli oni do organizacji pod pozorem chęci podzielenia się swoimi badaniami. Udając bardziej dwóch oszalałych geniuszy niż naukowców z prawdziwego zdarzenia udało im się dojść na samą górę. Po długiej i mozolnej pracy pod przykrywką zostali oni przedstawieni przywódcom organizacji. I tutaj obaj przeżyli szok. Osobami kierującymi podziemną grupą nie okazali się groźni, opętani przez demony szaleńcy, czy też zmagający się z własnymi chorobami profesorowie, pragnący poprzez swoją pracę zbawić świat. Okazało się, bowiem nimi być pewne niepozorne małżeństwo w wieku emerytalnym. Dwoje starych ludzi, będących właścicielami wielkiej firmy farmaceutycznej pragnęło wskrzesić swojego zmarłego syna, który stracił życie dawno temu w wypadku samochodowym. Po zdemaskowaniu obojga Piotr i Marek ujawnili swoją tożsamość. Niestety okazało się, że prace nad klonem były już tak zaawansowane, że przed aresztowaniem matka chłopca pokazała im sklonowane ciało jej syna. Obok zaś leżał zamrożony oryginał. Wystarczyło tylko tchnąć w kopię życie, a nastoletni chłopiec powróci do świata żywych.
Wierni jak zawsze przepisom nie zamierzali do tego dopuścić. Małżeństwo zwierzyło się im z rodzinnej tragedii i opowiedziało jak od momentu śmiertelnego wypadku pracowali nad procesem klonowania wydając na nią fortunę. Wszystko po to, żeby ich ukochany syn powrócił do nich. Kobieta wraz z mężem błagała ich na kolanach, aby pozwolili im obudzić klona. Kierowało nimi nie pragnienie władzy, ale zwykła rodzicielska miłość. Ich żal, ból i cierpienie sprawiło, że dwójka agentów odstawiła etykę zawodową i zawierzyła własnym uczuciom. Ignorując sumienie i zdrowy głos rozsądku on i jego przyjaciel popełnili największy błąd w swoim życiu. Zabawili się w Boga. Pod warunkiem, że oboje rodziców ujawni całą listę współpracowników, włączyli aparaturę i ożywili chłopca. Niczym Dr Frankenstein przywołali z zaświatów młodego człowieka, który otworzył zamknięte do tej pory powieki. I do dzisiaj Piotr nie potrafił wyjaśnić samemu sobie to, co wtedy zobaczył. Chłopiec witany okrzykami i płaczem rodziców usiadł na stole. Obejmowany i całowany przez uszczęśliwionych rodziców zwrócił się do niego. Zadał mu tylko jedno, proste pytanie: Dlaczego?