MELODIA cz.5 - ostatnia
W pierwszej chwili myślałem, że świat rozpadł się na dwoje a moje serce pękło w ogłuszającym huku, porażone strachem. Kakofonia dźwięków i skurcz strachu sprawiły mi tak fizyczny ból, że upadłem. Słyszałem klakson nadjeżdżającej ciężarówki. Lęk paraliżował moje racjonalne myślenie, ogarniał mrokiem otaczającą mnie rzeczywistość. Zapomniałem, że to wszystko było iluzją. Zbyt namacalne się stało. Jak pobudzić właściwą świadomość, gdy ciało irracjonalnie rwie się do ucieczki a zmysły rejestrują nadjeżdżającą ciężarówkę, pod której kołami drży ziemia?!
Zrozumiałem czemu inni przegrywali w tym miejscu swoje życie…
Jej muzyka podporządkowywała się ukrytym wspomnieniom. Wychwytywała niuanse nastrojów. Pot, lęk i obraz pamięci. Ciężarówka z początku była srebrna. Dopóki nuty nie wywlekły ze mnie wspomnienia o kolorze czerwonym. Wtedy nabrała soczystej barwy świeżo wylanej krwi. My uderzyliśmy w nią czy ona w nas? My…Pamiętam moment zderzenia.
Stanąłem naprzeciw nadjeżdżającej śmierci, czerwonego demona moich koszmarów. Nie zostało nic innego. Już nic innego się nie liczyło…
Jeśli to właśnie ma się stać, w tej chwili to…NIECH STANIE SIĘ TAK JAK TRZEBA!
Zaczekałem jeszcze moment, czując jak uśmiech szaleńca wykrzywia mi twarz.
Rozłożyłem ręce w geście wielkiego powitania…
Ciężarówka przejechała przeze mnie, migocąc iluzją.
I zniknęła.
Cały świat wokół powrócił w jednej chwili do normalności. Znów były uliczki i światła latarni a w nagłej ciszy gdzieś zachlupotała woda…
Poczułem jak wewnątrz mnie pęka niewidzialna granica pomiędzy. Podszedłem do zaskoczonej takim obrotem sprawy Marty i gwałtownym gestem owinąłem sobie jej stargane włosy wokół dłoni i zbliżyć jej twarz do swojej. Zimna furia paliła mnie od środka.