Twinning Część 2
— Poczekaj chwilę. Zwalczanie konkurencji? Jakiej konkurencji?!
— To proste. Obaj byliśmy świadomi, że babramy się w gównie, ale o nic nie pytaliśmy. Im mniej wiedzieliśmy tym lepiej. My nie służymy ojczyźnie, Piotrek.
— Więc komu?
— Pewnej grupie ludzi, która zarabia na tym krocie. Sklonowane zwykłe, niepozorne i przeciętne osobniki likwidujemy. Bardziej unikatowe, jak na przykład tamten chłopiec trafiają na stół i stają się obiektem strasznych eksperymentów. Wszystko po to, żeby ludzie, dla których pracujemy zyskali przewagę nad resztą i zdominowali rynek.
— Jaki rynek? O czym ty mówisz?!
— Jeszcze nie rozumiesz? Klonowanie to dochodowy interes! Tak dochodowy, że niektórzy zrobią wszystko, żeby na nim zaistnieć! Po to stworzono nasz Wydział. Rodzice tego nieszczęsnego chłopaka byli właścicielami firmy farmaceutycznej, która pewnie by dzisiaj przodowała w procesie klonowania. To my, nieświadomie we dwóch rozbiliśmy ją od środka. Pozbyliśmy się konkurencji!
Nowickiemu zaczęło ciemnieć przed oczami. Od słuchania tych rewelacji miał zawroty głowy.
— Kto pociąga za sznurki?
— Politycy, biznesmeni oraz paru naukowców i wojskowych. Mieszanka z diabła rodem.
W międzyczasie dojechali do Dworca Centralnego. Obskurny i zaniedbany budynek straszył już z daleka swoim wyglądem. Marek zwolnił, szukając jakiegoś wolnego miejsca do parkowania.
— Odważny jesteś — powiedział, nie kryjąc podziwu Nowicki. — Grałeś swojego, a tym-czasem szpiegowałeś cały Wydział i Agencję. Daleko zaszedłeś, ale nie boisz się, że w końcu cię złapią?
— Pytasz się człowieka, który ma żonę i córkę. Ryzykuję życiem swoim i moich bliskich. Ale robię to też dla nich. Nie powiedziałem ci jeszcze jednego
Człowiek siedzący obok zastanawiał się, czego jeszcze mu nie powiedział samozwańczy szpieg.
— Aż boję się zapytać.
— Za rok o tej porze Sejm uchwali ustawę legalizującą klonowanie w całym kraju. Podobnie postąpią w Stanach i całej Unii. Każdy, kogo na to będzie stać będzie mógł wejść do kliniki i zażyczyć sobie swojego własnego klona, jakby kupował zabawkę w sklepie.
— Jesteś pewny?
— Hekate przesłała mi kopię rządowych dokumentów. Już nad nią pracują.
Piotr Nowicki nie zamierzał się kryć, co o tym wszystkim myśli.
— Musimy ich powstrzymać! Wyobraź tylko to sobie! Jakaś paniusia z bogatego domu będzie prowadziła się po ulicy z własnym sobowtórem, trzymając ją jak na smyczy. Cholera!
— Wiem stary — odpowiedział smutno Marek, kiedy parkował wóz wciskając się w wąską wnękę między dwoma samochodami. — Dlatego chciałem prosić cię o twoją pomoc. Tylko tobie mogę zaufać. Do tej pory nic ci nie mówiłem, ponieważ sam miałeś kłopoty z żoną i z…