TU NAS NIE DOSIĘGNIE
Cieszył się, że są dzikusami lubiącymi biwakować nawet po sezonie, kiedy nie jest już tak ciepło. Sam uprawiał bushcraft, nawet zimą w minusowych temperaturach.
Dzięki szybkiej reakcji udało im się uciec z miasta jako jednym z pierwszych i dostać tutaj bocznymi drogami. W międzyczasie w radiu potwierdzili, że to nie był fałszywy alarm ani przesada.
Mrok zgęstniał porządnie. Przemek wyobraził sobie ludzi stojących teraz w gigantycznych korkach. Może właśnie porzucali swoje samochody i uciekali piechotą.
Daleko od strony wody dobiegł huk.
– Ale pieprzło.
Z namiotu wygramoliła się Marta z małą. Rozglądały się nerwowo w poszukiwaniu Przemka. Dostrzegły jego sylwetkę nad brzegiem.
– Co to było, tatusiu?
W pierwszym momencie chciał skłamać, żeby chronić świadomość dziecka, ale poczuł, że powinien być uczciwy.
– Wojna, Pchełko. – Starał się brzmieć spokojnie.
Stanęli w trójkę na granicy lasu i plaży, kiedy walnęło znowu. Odruchowo zbliżyli się do siebie. Przemek objął dziewczyny i poczuł niewielką ulgę.
– Spokojnie, moje ukochane – powiedział.
– Jak dobrze, że jesteśmy daleko od tego – powiedziała Marta.
– Co to wojna, tatusiu?
Zaczęło się bombardowanie. Jeden huk za drugim. Co jakiś czas niebo daleko za horyzontem rozświetlała łuna światła. To było dużo głośniejsze i o wiele bardziej złowrogie od fajerwerków. Przemek objął dziewczyny mocniej.
– Tak, tu nas nie dosięgnie – powiedział. – W co oni tam walą? – zapytał siebie.
– To jest wojna, tatusiu?
– Tak, ludzie walczą z innymi ludźmi.
– Dlaczego?
– Dobre pytanie. Bo są źli. My nie będziemy walczyć z nikim, będziemy pomagać.
– Ludzie powinni sobie pomagać – powiedziała dziewczynka. – Gdyby każdy pomagał, to nie byłoby wojny, tylko miło.
– Dokładnie tak, kochanie. – Marta przytuliła mocniej córeczkę.
– Byłoby wspaniale gdyby każdy myślał tak jak ty, Pchełko – powiedział Przemek.
Usłyszeli głośny huk, aż cała trójka przykucnęła. Właśnie przeleciało nad nimi kilka odrzutowców, niemal niewidocznych w ciemności, nie miały żadnych świateł.
– Idźcie do namiotu, dziewczynki. Mam nadzieję, że nas nie widzieli.
Cieszył się, że w pierwszej kolejności zamaskował samochód.
– Chyba że widzieli – powiedział do siebie. Pomyślał o termowizji, wtedy ciepło paleniska i ich ciała były widoczne jak na dłoni. – Jesteśmy nieistotni. – Miał nadzieję.
Marta z Olą schowały się w namiocie, a on usiadł na kłodzie i czuwał. Zapadła cisza. Wsłuchiwał się w nią i czekał, jakby coś miało z niej wyskoczyć.
Nad ranem położył się spać.
Pierwsza jak zwykle wstała Ola i obudziła rodziców.
– Mamusiu, siku.
– Tutaj niech zrobi – powiedział Przemek, nie otwierając oczu.
Specjalnie na tę okoliczność z dużej butli po wodzie zrobił nocnik. Sikanie rano na chłodzie nie było zdrowe.
– Wyjdę z nią. – Marta zaczęła się podnosić.
– Nie wychodźcie na to zimno.
Żona lubiła stawiać na swoim. I brzydziło ją sikanie w namiocie, szczególnie, kiedy on to robił.