TU NAS NIE DOSIĘGNIE

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Nie będzie łatwo. Odpłyńcie! – krzyknął Przemek.

Młody zdążył unieść drąg, ale zamiast uderzyć, czego spodziewał się Przemek, wbił koniec w piach i skoczył w bok. Podciął nogi Przemka i ten przewrócił się do tyłu.

– Szlag!

Zachmurzone niebo zagrzmiało, a młody skoczył na ofiarę, przygniótł i złapał za ramię trzymające saperkę. Ważył chyba z tonę.

Brodacz był już przy nich. Obezwładniony Przemek szarpał się, próbował wydostać spod ciężkiego napastnika, który sapał równo, jak przy wyciąganiu sieci z wody. Nie pozwalał się zrzucić.

Umrzesz, ale będziesz żył – usłyszał w głowie Przemek.

Mąż i ojciec uciekających o wiele za wolno matki z córką otworzył szeroko oczy na widok uniesionego noża cofającego się, żeby nabrać rozpędu. Zacisnął powieki, kiedy nóż ruszył gwałtownie, jakby niepatrzenie miało ulżyć w tym, co za ułamek sekundy miał poczuć.

Jestem przy tobie, moje dziecko.

Ostrze wbiło się w jego bok. Czuł wyraźnie, niemal widział za zamkniętymi oczami, jak zimna stal wchodzi bez trudu między żebra, tnąc jelita i kończąc wędrówkę w żołądku.

– Hyhyhy! – ucieszył się z łodzi stary rybak.

Przemek myślał tylko o jednym, a z oczu natychmiast zaczęły płynąć łzy, obficie, jak nigdy wcześniej.

– Moje dziewczynki, moje dziewczynki...

Poczuł wilgoć z boku po wyciągnięciu noża, ale wyraźniejsze było sycące uczucie rozlewającej się po jamie brzusznej krwi, kiedy młody z niego wstał.

Niebo gniewało się coraz bardziej. Znowu zagrzmiało.

– Gdzie? – wyszeptał ranny Przemek, szukając wzrokiem napastników.

Obrócił się.

– O nie, proszę – szeptał.

Brodacz i młody gonili Martę i Olę. Nie śpieszyli się specjalnie. I tak nie miały gdzie uciec. Do wsi były cztery kilometry.

Wszystko skończy się dobrze – zabrzmiał obcy głos.

Przemek pomyślał tylko, że słyszy to przez stres i strach.

Mała Ola biegła najszybciej, jak mogła, ale to nie wystarczało, na dodatek potykała się w tych wsuwanych, piankowych krokodylkach, a bez nich nie dało się biec, bo plaża była kamienista, pełna powalonych przez sztormy drzew. Marta próbowała biec z nią na rękach, mimo że Pchełka była ciężka, ale leżące konary zdawały się być sprzymierzeńcami oprawców.

– Dawaj, chłopie! – wystękał Przemek.

Zaczął wstawać. Ból był dziwny, ale nie dojmujący. Za to szare plamki przed oczami mnożyły się z każdą sekundą i rosły. Czuł, że zaraz zemdleje.

Marzył, żeby wytrzymać jakimś cudem i uratować żonę i córeczkę. Schylił się po saperkę, poczuł ciężkość w brzuchu.

Będą żyły. I ty będziesz żył.

– Chy-ba nie – wysapał i pożałował, że tracił na to siły.

– Chłopaki, ten dycha jeszcze! – zawołał stary z łodzi.

Tamci odwrócili się, ocenili, w jakim tempie Przemek ich gonił, po czym wybuchnęli śmiechem.

– Mała dla mnie! Pamiętajcie! – Stary rybak usiadł sobie w łodzi, trzymał złamane ramię i czekał na nagrodę. Mógł w końcu pofolgować zboczeniom, dziękując w duchu za wojnę i chaos. Ręka poczeka, we wsi jest lekarz, kolega.

Przemek walczył o każdy krok, miał wrażenie, że idąc, rozpadał się w środku coraz bardziej. Upadł po jakichś pięćdziesięciu metrach i już nie wstał. Próbował, ale w końcu pękło mu serce i umarł, po tym jak usłyszał z oddali krzyk żony i pisk córeczki.

Na sam koniec, w gasnącej świadomości znowu zabrzmiał w głowie dziwny głos.

Jesteście cenni, będziecie żyć.

 


Rybacy odebrali życie Marcie i Oli jak rybom wyciągniętym z wody.

Wcześniej dziewczyny przeżyły okropne rzeczy.

 


Tuż obok, bardzo blisko, poza materią, niczym za zasłoną, łzę uronił Ten, który zapisywał ich imiona w księdze życia. Każdą myśl, wspomnienie i szczegóły osobowości potrzebne do odtworzenia.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04