Miejsko-wiejskie zakręty losu (cz 3)
* Do domu wróciłyśmy na tyle poźno, żeby pójść od razu spać. Następnego dnia nie widziałam Julki ani przez chwilkę. Wyszła na cały dzień. Gdzie? Z kim? Po co? Nie mam pojęcia, zapewne jak wróci to mi wszystko opowie. Miałam czas dla siebie, a właściwie na dokończenie obrazu. Nie byłam z niego zadowolona od samego początku. Zawsze jakoś lepiej szło mi malowanie. Przelewanie myśłi na płótno. Tym razem było inaczej. I jak się potem okazało nie był aż taki zły. Znalazł się w piątce najlepszych. Co trochę poprawiło mój nastrój. Bałam się, że zawale ten projekt, a jest on strasznie ważny. Walczymy o coś bardzo ważnego, a mianowicie o wystawę. Dwie najlepsze osoby z wydziału bedą miały wystawę swoich prac. Jest to bardzo ważne, gdyż będziemy mogli dowiedzieć się jak odbierają inni nasze prace. Ludzie z zewnątrz. A tym samym pokazać się, zaistnieć w świecie farb, kolorów i wyobraźni. Cały tydzień chodziłam na uczelnie ze ściśniętym żołądkiem, czekając na werdykt.Ocenianych jest kika prac z całego okresu studiów. Z niektórych prac jestem bardzo zadowolona, powiedzmy, że mam swoje ulubione. Moje napięcie próbowała rozproszyć Julia, wyciagajać mnie z domu przy każdej okazji. Nie miałam ochoty, ale jeszcze mniejszą miałam na samotne siedzenie w domu i rozmyślanie nad konkursem. Ona dobrze, wiedziała jakie to dla mnie ważne i wierzyła we mnie od początku. Ja jednak ostatnio traciłam tą pewność. A w dodatku, jeszcze czekał mnie weekend w domu. Imieniny taty, wiec cała rodzinka i znajomi się spotykają. Nie lubie takich spędzów rodzinnych. Nigdy jakoś wybitnie się nie udzielam w dyskusjach. Zresztą jestem jak tło, mało kto mnie dostrzega w pokoju. Znów bęzie ten sam zestaw pytań. Jak na studiach? Kiedy wreszcie znajdziesz sobie chłopaka? Da się wyżyć z tej sztuki? Ja im ciągle tłumacze a oni ciągle swoje. Mama przez telefon była jakaś podniecona i tajemnicza, a to oznacza kłopoty. Gdybym wygrała ten konkurs, mogłabym im pokazać, że mogę coś osiągnąć. A nie jest to łatwe, gdy ma się siostrę architekta i młodszego braciszka rozrabiake. Siostra zawsze była oczkiem w głowie rodziców, a jak skończyła studia i zaczeła pracować a co za tym idzie bardzo dobrze zarabiać to rodzinka oszalała. No w końcu Monika ma własne mieszkanie, elegancki samochód i odpowiedniego narzeczonego. Planują już nawet ślub. Gdy byliśmy wszyscy jeszcze zwykłymi dzieciakami, rodzice traktowali nas identycznie. Żadnego wyrózniania. Potem Monika wybrała odpowiednią przyszłość, i to zapunktowało. Rodzice oczywiście podziwiali mój talent i zamiłowanie do sztuki, ale twierdzili, że z tego nie da się wyżyć i to nie jest dobra inwestycja. Doradzali mi prawo, medycyne, psychologie i filologie polską. Ja jednak wybrałam swoją drogę. Natomiast mój brat Igor, zawsze przysparza im kłopotów. Szesnaście lat do czegoś zobowiązuje i to w tych czasach. To fajny chłopak i ma dobre serce, po prostu chce się wyszaleć z kolegami. Dzisiaj poszłam na uczelnie jeszcze bardziej zdenerwowana a jednocześnie pogodzona z porażką. Po wczorajszym spacerze z Julką, zjedzonej pizzy i wypitym winie poczułam się odprężona. Dzisiaj postanowiłam podejśc do sprawy z dystansem. Tak też zrobiłam. Podchodząc do tablicy ogłoszeń na której mają być wyniki, wziełam głeboki oddech by dobrze przyjąć porażkę. Spojrzałam i... Nie wierzę! Udało się moje prace są w dwójce najlepszych, a to oznacza, że mam swoją wymarzoną wsytawę. Poczułam się nagle taka lekka, jakby coś ciężkiego opuściło moje ciało. Może wreszcie czas uwierzyć w siebie? Chwila a kim jest druga osoba? Jeszcze wieksza radość, drugą osobą jest Kacper. Najlepszy talent na wydziale i mój najlepszy przyjaciel. Ogarnęła mnie jeszcze większa ulga. W najważniejszy wieczór swojego życia będe miała u boku przyjaciela, a on mnie. Wreszcie mam co ogłosić rodzinie na jutrzejszym obiedzie.