Toster
wną pauzę.
W ciszy panującej w mieszkaniu słyszeć się dało tylko zadziorne tykanie budzika.
-Chciałbym z całego serca pogratulować ci tego sukcesu - usiadł na krawędzi blatu, wziął z koszyczka kolejnego pomidora, ugryzł zachłannie.
- In medias res- pochwalił się znajomością łaciny- A może powinienem po polsku: Wracając do sedna sprawy, chciałem wszem i wobec, tu z tego oto tu miejsca- wskazał pomidorem- ogłosić, że mam cię, kurwa, serdecznie dosyć- znów zabłysnął znajomością łaciny, tym razem, dla odmiany, podwórkowej, splunął - Co w konsekwencji prowadzi do tego, że z chwilą tą, odchodzę- oznajmił obrzucając mnie władczym spojrzeniem.
Jak bym słyszał Agatę, pomyślałem. Uspokoiłem się już nieco, choć nadal drżałem z obawy o moje zdrowie psychiczne. Otworzyłem wciąż jeszcze zaciśniętą pięść, ze spoconej dłoni na podłogę posypały się zgniecione na proch tabletki.
- Bedę na tyle wspaniałomyślny, by przedstawić ci, były właścicielu, powody mojej, nieodwołalnej, zaznaczam, decyzji. Po pierwsze- wyliczał odginając kolejno palce- i najważniejsze- nie dbasz o moją czystość i higienę. Sam o to nie mogłem zadbać, bo mógłbyś się zorientować, że coś jest nie tak- toster brudny był, roztopiony ser pokrywał go szczelnie a tu nagle czyściutki, wypolerowany, aż się błyszczy- gestykulował. Po drugie- po prostu nudzi mnie twoje towarzystwo i nieodłączna pustka intelektualna, jaką nieświadomie wokół siebie roztaczasz- zacisnął usta i pokiwał tułowio-głową w wyrazie politowania i zrezygnowania. Niby studiujesz a gówno z tego zapamiętujesz. Że już nie wspomną o tym, co rozumiesz, bo to margines jest. Bardzo mały margines…- mówił spokojnie, bez emocji, co chwila wgryzając się ze smakiem w kolejnego pomidora. Dwa już zniknęły w jego wnętrzu podczas przemowy.
Tego już za wiele- pomyślałem wzbierając złością i agresją- teraz to mnie wkurzył poważnie tym swoim gadaniem. Nikt, zwłaszcza jakiś, diabli wiedzą jak ożywiony, kawał plastiku i metalowych części nie będzie mnie bezczelnie mnie obrażał i to do tego w mojej obecności.
Zaciskając pięść zamachnąłem się i uderzyłem w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą siedział opiekacz. Przedstawiciel gadającego sprzętu AGD natomiast z gracją kota uniknął mojego ciosu, podskoczył i chlasnął kablem jak biczem, trafiając wtyczką w sam środek mojego czoła, nim zdążyłem zorientować się co się dzieje.
Zabolało.
Bardzo.
W oczach pociemniało, w czaszce rozległ się głuchy odgłos uderzenia. Zatoczyłem się i musiałem przytrzymać futryny by odzyskać równowagę.
- Nigdy więcej tego nie próbuj- syknął, szczerząc kolekcję wspaniałego uzębienia - Bo cię zabiję- ostrzegł, znów siadając na skraju blatu. Widząc moje zaskoczenie parsknął i uśmiechnął się z politowaniem i wyższością.
- Na czym to ja skończyłem…? A, tak. Skończyłem na twojej intelektualnej pustce i marginesie rozumienia…- przeciągnął- Dobrze. Jest jeszcze jeden powód- kontynuował wodząc wzrokiem po poszarzałym suficie- O którym nie wspominałem, aż do tej pory, rzecz jasna- mówił jeszcze wolniej niż zwykle- Tym powodem jest przewidywalność, okropna monotonia twojego życia. A właściwie to jego bezsens. Nie widzisz tego?- Nie czekając na odpowiedz podjął- Jesteś do bólu przewidywalny, nudny, tak…-szukał przez chwilę odpowiedniego słowa ważąc w ręku warzywo- Normalny, zwykły, że mi się rzygać chce. Chce mi się zwymiotować te twoje wieczorne tosty po zajęciach, zwrócić ten cały chłam, co go we mnie z zaskakującą wręcz regularnością pakujesz. Wyrzygać ci to wszystko prosto w twarz, co właśnie czynię.
- Metaforycznie niestety- dodał ze smutkiem.
- Poza tym- podjął sięgając po kolejne czerwone warzywo i przyglądając się krytycznie brązowawej plamie na skórce - Rozejrzyj się wokół siebie- twoje życie jest szare, bez sensu, pozbawione jakiegoś większego celu, niż za