TOMEK Z ZAKOPANEGO
Ale Marek, ojciec Tomka, człowiek silny i dumny wykonywał bardziej niebezpieczny i skrajnie wymagający zawód. Pracował w TOPR. Skrót ten oznaczał Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Latał czerwono-białym śmigłowcem Sokół. Machina ta wybawiała z opresji nieszczęśników od przeszło ćwierć wieku. Kim byli ci, którzy potrzebowali pomocy? Byli to przede wszystkim turyści, bo miejscowi czuli respekt wobec gór i potężnej siły natury. Mówiono nawet, że na Giewont tylko się patrzy, bo to zdecydowanie bardziej bezpieczne od wspinaczki. Chodziły słuchy o ceprach, którzy pytali górali, czy na Giewont, najwyższy szczyt Tatr, mogą wjechać samochodami.
Tomek nie potrafił myśleć o turystach, inaczej niż z nutą lekkiej złośliwości. Cepry, tak nazywano przejezdnych, którym wydawało się, że znają się na górach, ale się na nich nie znali. Skaranie boskie z tymi ceprami! Według chłopca sami prosili się o kłopoty. Bo kto im kazał wędrować na szczyty bez odpowiednich butów czy sprzętu? Potem łamali nogi na szlaku i trzeba ich było transportować helikopterem do szpitali. Zresztą jego ojciec powtarzał, że nie wystarczy mieć odpowiedni sprzęt na górskie trasy, trzeba jeszcze potrafić z niego prawidłowo korzystać.
Turyści często ignorowali prognozy pogody. Za nic mieli ostrzeżenia meteorologiczne. Twierdzili, że skoro przyjechali na wakacje, nie będą przecież siedzieć tylko w hotelu i patrzeć okno. Niestraszny był im wiatr halny, który ponoć miejscowych pozbawiał zmysłów. Wychodzili na spacery, choćby wichura miała urwać im głowy.
- Wnuczku, tyle razy ci tłumaczyliśmy, że tata traktuje swoją pracę z niezwykłą odpowiedzialnością. - rzekła babcia Halina. - Wielu podziwia ratowników TOPR-u. Żeby zasilić ich szeregi nie wystarczy być odważnym, potrzeba ogromnej pokory w stosunku do sił przyrody i życia samego w sobie. Wymagana jest świetna znajomość topografii Tatr. Niewielu ma do tego odpowiednie kwalifikacje.
Tomek wzruszył ramionami.
- Wolałbym, żeby sprzedawał na Krupówkach oscypki. - odpowiedział z kwaśną miną. - Miałby wtedy więcej czasu dla rodziny.
Zachowanie ojca zawsze było dla niego zagadką. Wracał do domu fizycznie i psychicznie zmęczony. Siadał ciężko na krześle przy stole, zazwyczaj bardzo głodny, bo od kilku godzin nie miał niczego w ustach. Gdy ratuje się życie ludzi, nie ma czasu na myślenie o posiłkach. Los był jednak często na tyle złośliwy, że zanim mama zdążyła podać mu obiad, dostawał nagle telefon i już musiał lecieć na kolejną misję.
Najbardziej dziwiło Tomka, że nigdy nie usłyszał od ojca narzekania i złego słowa na nieodpowiedzialnych turystów. A to przez nich wspinał się na szczyty, zagłębiał w jaskiniach i narażał swoje życie. Gdy go o to spytał, mężczyzna odpowiedział krótko:
- Synu, ludzi trzeba lubić. Jeśli nie lubisz, nie nadajesz się na ratownika. - stwierdził.
Tomek głęboko się zamyślił.
A czy on lubił ludzi? Czasami miał wrażenie, że ani trochę. Wydawali mu się samolubni i egoistyczni. Chyba nie mógłbym zostać ratownikiem jak mój ojciec, pomyślał.
Ponownie spojrzał na zegar. Czternasta trzydzieści.
Tata pewnie znów nie przyjdzie.
Babcia ułożyła świeczki na torcie. Mama wzięła zapalniczkę i zapaliła po kolei każdą z dziesięciu.
- A teraz zdmuchnij i pomyśl życzenie. - powiedziała z uśmiechem babcia. Starała się ustrzec wnuka od smutnych myśli.
Chłopak jednak szybko poderwał się z krzesła.
- Nie mam ochoty na zdmuchiwanie świeczek. Zawsze życzę sobie, żeby tata był częściej w domu, a to nigdy się nie spełnia! - rzekł rozżalony i ruszył w stronę swojego pokoju.
- Tomek! - zawołała za nim mama, ale on jakby jej nie słyszał.
Wdrapał się po schodach na piętro, bo tam miał swoją sypialnie. Otworzył drzwi... i nagle poczuł ciepły jęzor na swoim policzku. Kochana Sonia! Ona jedna go kochała! Jej jednej, jego los nie pozostawał obojętny!
Tutaj musimy zrobić mają pauzę.
Sonia to owczarek podhalański. Ogromna, biała, puchata bestia o gołębim sercu. Psy tej rasy są inteligentne, wielkoduszne i bardzo przywiązane do właścicieli. Gdy są szczeniakami wyglądają jak małe, rozkoszne maskotki. Nie dajcie się jednak nabrać - gdy dorosną ich rozmiar wyklucza trzymanie psiaków w małej kawalerce. Czasami, nieświadomi turyści kupują młode owczarki podczas ferii z Zakopanem. To taka słodka, puchata kulka, wielu z nich myśli. A psiak z biegiem czasu rośnie, rośnie, rośnie... ku zgrozie właścicieli! Jeśli więc nie macie domu z dużym ogrodem, zapomnijcie o owczarku dla jego i własnego spokoju.
Tomek doskonale pamiętał dzień, w którym Sonia pojawiła się w ich domu. Było to trzy lata temu, tuż przed Wigilią. Tata wszedł przez próg w domu, za pazuchą kurtki trzymając jakiś sekret. Wkrótce za materiału dało się słyszeć ciche skomlenie.
- Pies! Kupiłeś mi psa! - krzyknął syn triumfalnie. Szybko odebrał od niego nowego przyjaciela i przytulił szczeniaka do piersi.
- Pamiętaj synu, że pies to też obowiązek. Musisz go karmić, sprzątać po nim i wyprowadzać na spacer. Dla każdego zwierzęcia trzeba być dobrym. - pouczył go ojciec.