Taty nie ma w domu
Taty nie ma w domu
Nasze miasteczko położone jest między brzegiem morza, a parkiem narodowym. Od morza teren wznosił się ku górze. Mamy najwyższe klify w Polsce. W lesie - parku narodowym - oprócz wiadomych zwierząt żyjących w lesie - żyją sobie dodatkowo żubry - jeszcze jedna atrakcja turystyczna - więc czym prędzej turyści przybywajcie!
Godziny zwiedzania (1.V-30.IX):
- poniedziałek: zamknięte
- wtorek – niedziela: 10: 00 – 18: 00
Godziny zwiedzania (1.X-30.IV):
- poniedziałek i niedziela: zamknięte
- wtorek – sobota: 8: 00 – 16: 00
Ceny biletów :
- bilet ulgowy 3.00 zł
- bilet normalny 5.00 zł
Proszę , nawet nie musicie szukać w internecie kiedy czynne. Do usług.
Nasz dom znajdował się na górce, przy samym lesie, pierwszy od Kościoła.
Dużo śmiesznych sytuacji z tego wynikało w lecie, bo ludzie myśleli, że to plebania - a plebania była trzy domy dalej, z takiej samej czerwonej cegły co kościół, z tabliczką informacyjną i krzyżem, ale kto tam czyta napisy... Plebania jest koło kościoła i już.
Dzwoniły więc panie wczesnym rankiem do drzwi. Wiadomo, człowiek rano nie jest orłem lotności - przynajmniej ja nie jestem, dopóki nie wypiję na półprzytomnie pierwszej kawy - i kiedy otwierałam drzwi to na pytanie: "Pochwalony, czy jest ksiądz?” odpowiadałam: "Tato jeszcze śpi”... I gotowe... że żadna z nich, nie dostała zawału u nas na schodach - to opatrzność boska.
Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale skoro pytają o mężczyznę, który tu mieszka, a jedyny mężczyzna w tym domu to mój tata - to mój mózg łącząc te dwa fakty wyświetlał mi TATO. Nie wnikałam, czy był akurat księdzem czy geologiem. Nie rano. Panie pytają -ja odpowiadam.
Jeszcze śmieszniej było, kiedy panie - nie wiem czemu, ale zawsze były to panie - nie dostawszy się do domu - plebani - szły na tyły, gdzie był ogromny ogród skalny, w którym mój tata lubił sobie coś tam robić. Było lato, więc paradował w samych slipach, lub po prostu opalał się na leżaku - na trawniku; obok leżały Marlboro i stało zimne piwo.
Tata uwielbiał wylegiwać się na słońcu - i już na początku lata był strzaskany na mahoń. Więc, oczom pań objawiał się półnagi, opalony mężczyzna w ogrodzie. I zaczynało być wesoło.
Panie spływały takim rumieńcem, że nawet -jeśli były już opalone - to opalenizna tego nie zakrywała, jeśli nie były, to wyglądały jak raki. Najpierw łapały się tu w okolicach szyi - gdzie ręka sama wędruje, gdy nagle coś nas zaskoczy - potem zasłaniały oczy i starały się patrzeć wszędzie, tylko nie na tatę, a gdy złapały oddech, tonem : - matko - w niebiosach - co tu się wyprawia - Jezusie święty - mówiły: "Pochwalony, my do księdza, msze zamówić chciałyśmy”... Pół biedy gdy ojciec odpowiadał od razu: " Drogie panie, plebania jest trzy domy dalej” , ale bywało - i to często - że sobie spał na tym leżaczku i przesłanie zostawało bez odpowiedzi. Wtedy panie patrzyły na siebie wzrokiem : - no przecież - ja- nie - pójdę- go - obudzić- i kiedy żadna się nie ruszyła, wtedy powtarzały to z czym przyszły trochę głośniej. Czasem skutkowało, czasem nie, i panie spocone, spłoszone, skołowane i z pewnością święcie oburzone widokiem "księdza" rozwalonego na leżaku, w Święta Petronelo!!! w samych gaciach i z fajkami i piwem obok, wołały wtedy głośno - ile sił w wątłej piersi stało: " POCHWALONY MY DO KSIĘDZA!!” Wtedy tato się zrywał z leżaka i ratował półprzytomne katoliczki przed zawałem mówiąc swoją kwestię, że plebania jest trzy domy dalej... I odprowadzał je grzecznie do bramki.