Tajemnice Róży
ednak czymś się różniący...tylko czym?-zdawał się zastanawiać młody mężczyzna stojący w oknie.Patrzący w zamyśleniu na przebudzenie miasta tak innego od wszystkich które znał...w których bywał.Miasta które potrafiło oczarować i przerazić.Mającego w sobie jakąś poetycką głębie a zarazem coś mrocznego co sprawiało że czuło się lęk w sercu i niepokój w duszy.Patrząc na będące welonem tajemnicy mgły próbował zrozumieć sen który pojawił się tak nagle i tak niespodziewanie zniknął.W ciągnących się niczym dym z cygara oparach widział delikatną...rumianą twarz dziewczyny o ciemnozielonych oczach i szatynowych włosach.Uśmiechała się do niego...coś mówiąc lecz on nie mógł usłyszeć...zrozumieć jej słów.
"Czemu mi się przyśniła?"-zdawał się zastanawiać opuszczając rezydencję znajdującą się na zacisznej ulicy na której mieszkali ludzie zamożni.Rozmyślania przerywa głos:
-Dzień dobry,Panie Richardson.
-Witam,Pani Bigley.
Idąc alejką Parku
"Przecież ją nie znam.Nigdy nie widziałem...nie spotkalismy się...więc czemu mi się przyśniła?"
Przedzierająca się przez szare chmury nadzieja opromieniała jego zamyślona twarz próbując dać odrobinę ciepła zimnemu miastu.Wszelkie rozmyślania niczym resztki snu opuszczają go dopiero przed wejściem do Głosu Miasta- redakcji gazety którą założył i prowadził od 8 lat.Otwierając jej drzwi był już skupiony.Wiedział bowiem że jak zwykle będzie mnóstwo pracy i rozwiązywania konfliktów.Idąc korytarzem redakcji:
-Dzień dobry Panie Richardson.
-Witam.
-Przeczyta Pan mój artykuł?
-Oczywiście.
-Mam nowy pomysł na temat.
-Zapraszam do mnie.
-Teraz?
-A na co chce Pani czekać?
-Za chwilę u Pana będę.
-Czekam.
Jak zwykle od samego wejścia do gazety był rozchwytywany.Pracownicy bardzo go lubili za jego serce,szczerość i za to ze poprostu był soba.Nikogo nie udawał,nie wywyższał się.Nie zakładał maski.Kazdego traktował równo jak człowieka.Choć miał przez to wiele problemów bo nie wszystkim to się podobało.Wielu miało mu za złe że zatrudnił pierwszą kobietę dziennikarza.Jednak On się tym nie przejmował.Wiedział że uczynił dobrze-zresztą różnił się bardzo od innych dżentelmenów.
Po wejściu do swego gabinetu następowała chwila ciszy...spokoju którą lubił najbardziej.Mógł sobie zaparzyć herbaty i się nią rozkoszować przez parę minut.
Usłyszawszy pukanie:
-Prosze.
-Cześć szefie.
-Wiesz Adrien że tego nie lubie.
-Przepraszam,przeczyta Pan mój artykuł?
-Daj-uśmiechając się.Przeczytam i powiem co o nim sądzę.
-Dziękuje.
-Nie ma za co.
Ledwo zamkneły się drzwi a tu :
-Panie Richardson,mogę?
-Pewnie,wchodź śmiało Emily...co masz ciekawego?-z uśmiechem.
-Nowy pomysł na serie artykułów.
-Jaki?
-Chce opisywać miasto.
-Było już nie raz przedstawiane.
-Ale nie tak.
-Co masz na myśli?
-Do tej pory Londyn był przedstawiany jako wielkie,wspaniałe miasto a ja chce go przedstawić z punktu zwykłych ludzi...ich życia...tak jak to Oni widzą,czują...tak jak jest naprawdę.
Widząc zamyślenie Richardsona umilkła.Z resztą powiedziała wszystko co miała powiedzieć.Czekając na decyzję właściciela gazety a Richardson nie odzywał sie przez dłuższy czas.Widać było ze coś rozważa.Po czym oznajmił:
-Dobrze.
-Prosze?
-Stwórz taką serię artykułów.
-Naprawdę?
-Tak.
-Mam wolną rękę czy chce Pan coś narzucić,wprowadzić jakieś ograniczenia.
-Pisz prawdziwie,tak jak to widzisz i czujesz.
-Dziękuje-z radością-bardzo Panu dziękuje.
-Nie ma za co,po prostu wierzę w Ciebie i wiem że masz bardzo dobry pomysł.
-Właśnie że jest...jest za co dziękować.
Rozpromieniona opuszcza ga