Tajemnica Melanie cz.7
Wyszłam na balkon, ujrzałam widok na olbrzymi las, łąki i pola. Wszędzie były różne zwierzęta, mieszkańcy pracowali na polach, a dzieci bawiły i śmiały.
Zeszłam krętymi schodkami do ogrodu i od razu poczułam zapach świeżo skoszonej trawy oraz drzew iglastych. Zdjęłam buty, gołymi stopami dotknęłam ziemi, która była lekko wilgotna. Jak na zawołanie z różnych zakątków zaczęły wychodzić przeróżne stwory, o miłym wyglądzie. Były przestraszone moją osobą, a zarazem uradowane moją obecnością.
Ruszyłam w ich kierunku z uśmiechem na twarzy, a one zrobiły kilka kroków w tył. Stanęłam, myślałam, że tego nie zrobią. Przyglądałam się im uważnie każdemu po kolei spoglądałam w oczy. Aż nagle natrafiłam na takie inne, odmienne. Były fioletowe, ale gdy padało na nie słońce, prześwitujące przez korony drzew, robiły się liliowe.
Ruszyłam w kierunku tego nieznanego zwierzęcia. Było średniego wzrostu, z wyglądu przypominało trochę psa, albo wilka. Ale między nimi jest mało różnicy. Miało czarną sierść, u nóg lekko podpalaną, a łapy z brązu przechodziły w biel.
Zatrzymałam się przed nim. Podniosłam ostrożnie rękę i położyłam mu na łbie, po czym, zaczęłam go delikatnie głaskać. A on powoli zaczął poruszać ogonem i w pewnym momencie polizał mnie po dłoni, swoim ciepłym, mokrym językiem.
- Widzę, że Cie polubił. Jakoś nigdy wcześniej nie zawarł z nikim przyjaźni. Trudno było z nim przebywać, na wszystkich tylko warczał - Na balkonie od pokoju w którym przebywałam, stał oparty o ścianę Moe. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie po czym spojrzałam z powrotem na zwierzę. A reszta porozchodziła się w różne strony, trzymając się blisko nas.
- Jak się wabi? – krzyknęłam do Moe.
- Nefryt – odpowiedział mi, idąc w moim kierunku.
Nefryt, powtórzyłam w myślach. Tak się nazywa kamień co przynosi szczęście. Jak p