Szczęście.
Nienawidzę chodzić w nowe miejsca, myślał Kamil idąc do swojej nowej szkoły.
Ręce trzymał w kieszeniach, głowę miał spuszczoną, idąc patrzył na szary popękany bruk po którym codziennie przemieszcza się kilkanaście jak nie tysiące ludzi.
Od czasu do czasy podnosił tylko głowę i zerkał na nazwy ulic, bał się, że przegapi tę na, której znajdowała się jego nowa szkoła.
Wczoraj wieczorem studiował plan miasta, by być lepiej zorientowanym, chodź podejrzewał, że i tak się spóźni do szkoły.
Z kieszenie wyjął karteczkę na, której był zapisany adres szkoły: ul. Żołnierzy Wyklętych 34. Spojrzał na tabliczkę, znajdował się na ulicy wrześniowej.
- Jeszcze trochę.- Szepnął i przeszedł przez pasy.
Idąc nie zwracał uwagi na sklepy i budynki, które mijał. Nie lubił tego miasta. Było nudne, szare i brudne. A ludzie wydawali się chamscy i nie mili. Wolał nie patrzeć w oczy mijający go osób, nie chciał ich sprowokować do nerwowych reakcji.
Tęsknił za swoim starym domem, a najbardziej żal mu było zostawiać swoich znajomych z którymi kumplował się od podstawówki.
Piątka jego najlepszych przyjaciół i Andżelika do której kiedyś czuł coś więcej niż przyjaźń. Po kilku perypetiach zostali przyjaciółmi, najlepszymi.
Los chciał ( a może pech jak to w duchu uważał Kamil ), że jago mama dostała lepszą posadę, głównej księgowej w biurze jakiejś zagranicznej firmy.
Przez pewien czas próbowała dojeżdżać samochodem, codziennie.
Niestety stało się to nie opłacalne, za duże koszty paliwa, wcześnie musiała wstawać i późno wracała do domu.
Po rozpatrzeniu wszelkiego za i przeciw, podjęła decyzję o zmianie miejsca zamieszkania.
Powiedziała o tym synowi, który nie przyjął tego dobrze.
W końcu pogodził się z tą sytuacją.
Zatrzymał się na kolejnym skrzyżowaniu, spojrzał na tabliczkę. W lewo była ul. Wyspiańskiego numer od 1 do numeru 21, w prawo ulica Żołnierzy Wyklętych od 29 do 40.
Skręcił w prawo.
Pierwsze co różniło tę część ulicy id reszty miasta to drzewa, które rosły po jej obu stronach. Nie były zbyt wysokie za to rozłożyste.
Jakoż, że był koniec października większość żółtych liści już opadła tworząc wielki żółty dywan na chodniku.
Chłopakowi widok ten bardzo się spodobał, nie wszystko jednak było w dym mieści nudne i szare.
Teraz uważniej rozglądał się po bokach, nie chciał przegapić swojego nowego liceum.
Zerknął na zegarek, była za piętnaście ósma. Kupa czasu, podsumował w myślach i przyśpieszył kroku.
Szkoła której szukał znajdowała się na końcu tej ulicy. Był to trzy piętrowy budynek, pomalowana na biało do którego prowadziła alejka wyłożona czerwoną kostką, po obu stronach alejki rosły brzozy. Znajdowała się również dróżka dla samochodów, kostka którą została wyłożona była czarna, co ładnie ze sobą kontrastowało.
Na siatce była zawieszona czerwona tabliczka z białymi napisami:
Liceum ogólnokształcące
Im. Hieronima Boscha
Ul. Żołnierzy Wyklętych 34
Kamil ruszył alejką.
Tętno mu przyśpieszyło, myślał o tym, że będzie sam w nowym miejscu. Nikogo nie będzie znał. Jak sobie da radę?