Szalony Doktór BUBÓL!!! (rozdział 3)
alkoholu, ale po śmierci męża wszystko jakoś jej się pomieszało i zamiast znienawidzić trunki jeszcze bardziej, zaczęła pić. To coraz bardziej oddalało syna od matki. Gry pochłaniały go całkowicie. Nie widział poza nimi innych rozrywek. Nie musiał przecież nic się wysilać. Nie musiał mówić. Gry się nie obrażały, tak jak ludzie. Mógł grać, potem wyklinać na nie gdy coś się nie udawało i być bez winy. Taki związek bardzo mu odpowiadał. Ale teraz gry stały się, można powiedzieć, powodem jego umierania. Ale on o tym nie myślał. Nie obwiniał gier, a nawet bardzo chętnie by sobie w jakąś zagrał. Wiele osób nazwałoby go maniakiem. Ale jego to nie obchodziło. Liczył jedynie na to, że przyżyje ten koszmar, potem zagra sobie w coś i pogada sobie z Keezem. O grach.
Póki co, nie zapowiadało się na to, że dalsze losy potoczą się w ten sposób. Jack leżał w smierdzących ciemnościach rozmyślając o tym czy istnieje może jakaś możliwość wydostania się z piwnicy pełnej trupów. Mógł rozmyślać w miarę spokojnie. Trochę wypoczął, jego przyjaciel wciąż żył o czym świadczył dźwięk jego spokojnego oddechu. Czasem też coś mamrotał przez sen i ledwo się ruszał. Jack miał wielką ochotę odpocząć jeszcze trochę, spać jak Keez i nie widzieć rzeczywistości. Ale wiedział, że jeśli ma zamiar kiedykolwiek wydostać się z tej trupiarni, musiał działać. Wstał. Poczuł wielki ból. Cały był obolały. Doktór nieźle go urządził. Przechodząc po trupach (brzydził go ich dotyk, miekkość) macał ścianę w poszukiwaniu jakiegoś włącznika światła (choć nie był do końca pewny czy chce zobaczyć, to co skryte jest w mroku) lub drzwi. Ale na nic nie trafił.
- Cholera, tu muszą być jakieś drzwi. Przecież jakoś nas tu wrzucili... - szepnął do siebie. Stwierdził, że właz jest prawdopodobnie na suficie, skoro na bocznych ścianach go nie czuje.
Gdy próbował dostrzec jakiś snop światła padający z sufitu przez szparę w drzwiach usłyszał jakiś hałas. Szybko położył się wśród trupów w swojej pierwotnej pozycji i czekał na dalszy bieg wydarzeń. Słyszał coraz bliższe kroki. Potem jego uszu doszedł dźwięk groźnego posapywania. I po chwili na podłogę usianą trupami padł snop swiatła... z drzwi na suficie.
- Moje skarbeńka śpią? - zaśmiał się Szalony Doktór Buból. - niczego wam nie brakuje? Jedzenia leży pełno na podłodze. Możecie się oczywiście częstować - powiedział po czym zniknął na chwilę, by przyprowadzić następnego trupa.
- Tu macie kolejną porcję słoneczka moje! - krzyknął i wrzucił trupa kogoś długowłosego. Jack podejrzewał że była to kobieta. Kiedy dzrwi zamknęły się za Doktórem Jack postanowił obudzić Keeza.
- Keez! - mówił szarpiąc przyjaciela za ramię - Keez, obudź się!
Jego przyjaciel coś pomamrotał i przewrócił się na drugi bok. Ale się nie obudził. "Chłopak musi być porządnie zmęczony", pomyślał Jack.
- Niech to, kurwa! Keez! - krzyknął rozpaczliwie Jack. - Obudź się wreszcie! - powiedział najgłośniej jak się odważył, a gdy i to nie zadziałało uderzył swego przyjaciela otwartą ręką w twarz. Keez się zerwał i zdezorientowany posapywał szybko, gotowy na wszystko.
- Co jest? Nie chcę umrać - wymamrotał.
- Spokojnie. Nareszcie się obudziłeś Keez. Myślałem że cię rozpierdolę.
- Co jest? Nie musiałeś mnie chyba bić, nie? Napędziłeś mi kurewskieo stracha.
- Sorki, nie chciałem. Po prostu... Wiedziałeś że na suficie jest wyjście?
- Tak, wiedziałem, ale nie była to użyteczna wiedza, uwierz mi. Sam tego nie dosięgnę, próbowałem nawet. A wśród tych trupów nie ma nawet co się rozglądać za pomocą. Nawet nie ma ich wystarczającej ilości zeby stosik ułożyć...
- Stos? Ej Keez, to jest to! We dwóch damy radę! - powiedział podekscytowany Jack.
- Co? co damy radę?
- Otworzyć te pieprzone drzwi.
- Niby jak?? Co ty stary bierzesz?
- Nic nie biorę. Co najwyżej trupa. - powiedział poirytowany Jack. - Zobacz, ułożymy górę trupów...