Szalony Doktór BUBÓL!!! (rozdział 3)
jego genialny wynalazek, tabletki które nie pozwalały na sen ani na zemdlenie, działały bardzo dobrze. Lepiej niż ibuprom na ból głowy. Doktór Buból, wyglądał jakby był na coś wściekły. Kroił swoje zimne ciało, czując ogromny ból (do którego jest przyzwyczajony). Uwielbiał go. Uwielbiał cierpienie. Uwielbiał je czuć i dawać. Żałował, że tak niewielu ludzi lubi to tak samo jak on. Ale właśnie po to prowadził swoją popapraną klinikę. Chciał rozpowszechnić swoje upodobania. Chciał zarazić nimi cały świat, który jest przepełniony tą brudną, śmierdzącą i fałszywą miłością. Takie właśnie zdanie miał Buból o naszym świecie. Nienawidził miłości, i nienawidził ludzi za to że ją czują. Chciał to wszystko zniszczyć, obrócić w pierdolony pył. Ale wiedzial że sam nie da rady. Dlatego ciągle próbował kogoś rekrutować. Ale nie szło mu to najlepiej. Nikt praktycznie się nie nadawał. Nikt nie krzyczał w ekstazy o więcej bólu. Wszyscy tylko błagali kurewsko żeby przestał! Jak on tego nienawidził! Wszyscy jak do tej pory byli słabi. A słabi szli do piwnicy.
- Cały kurewski świat jest słaby!! - wrzasnął piłując swoje udo jeszcze mocniej. Dotarł prawie do kości. Ale krwi wciąż było niewiele. Zbyt dużo jej stracił w swoim życiu. Dlatego czasem musiał uzupełniać braki, wypijając w szklankach krew innych ludzi.
Kiedy rany w udzie były na tyle głębokie że rozchylając ich brzegi jak jakieś obrzydliwe usta można było zobaczyć białą kość Doktór wstał. Zamierzał coś przekąsić. I nie miał na myśli normalnego jedzenia. Miał na myśli krew. Wziął do ręki brudną od krwi szklankę i podszedł do zlewu by ją napełnić. Odkręcił kurek kranu, wypłynęła krew. Buból podniósł napełnioną po brzegi szklankę do ust i wypił całą jej zawartość. Życiodajna ciecz ściekała po jego brodzie. Ze swoimi wybałuszonymi oczami, i zakrwawioną brodą wyglądał jak szalony obozowicz z Oświęcimia który właśnie skończył posiłek złożony ze swojego kolegi.
Gdy pan Buból dostarczał swojemu organizmowi życiodajnych składników, a Jack umierał w piwnicy przepełnionej gnijącymi trupami, Ellie mama Jacka bawiła się na urodzinowym przyjęciu koleżanki. Nie mówiła o tym synowi, bo wiedziała że tego nie lubi. I wcale nie chodziło o samo imprezowanie. Ellie lubiała sobie wypić, a Jack miał spory wstręt do alkoholu. Nienawidził go. A wszystko przez jego ojca, alkoholika. Zniszczył mu niemal całe życie. Ojciec nic nie potrafił zrobić, nic nie potrafił naprawić, nie potrafił pomóc Jackowi w lekcjach kiedy tego potrzebował... nie potrafił być ojcem. Ciągle leżał zalany w przysłowiowe trzy dupy. A gdy był w stanie poruszać się o własnych siłach nie robił nic innego poza wściekłym napierdalaniem Jacka. Po tym Jack zawsze miał bardzo posiniaczone ciało, był cały obolały ledwo mógł się ruszać. Ellie była bezsilna. Gdy zagroziła Steve'owi rozwodem wtedy coś do niego dotarło. Przynajmniej wyglądało na to. Kilka dni wytrzymał bez picia. I było to kilka najcudowniejszych dni w życiu Jacka jakie spędził u boku ojca.
Ale Steve nie potrafił nie pić. Pewnego dnia po powrocie ze szkoły Jack zobaczył ojca leżącego na podłodze w kuchni. W mieszkaniu unosił się smród alkoholu. Na stole stała do ok 75% opróżniona butelka Żołądkowej Gorzkiej. Wtedy Jack podszedł do leżącego na podłodze ojca i spróbował go obudzić. Ale gdy go dotknął poczuł jaki jest zimny... Natychmiast uświadomił sobie co to znaczy. Powoli zaczynał się przyzwyczajać do odmienionej wersji ojca, ale los nie pozwolił na to, by te relacje pozostały w tak dobrym stanie. Po śmierci ojca Jack opuścił się w nauce i zaprzepaścił kilka znajomości z kolegami i koleżankami, a nawet z niektórymi przyjaciółmi. Nie chciał z nikim rozmawiać, wychodzić na dwór, ciągle tylko siedział w domu i się zatracał. Pewnego dnia włączyl grę komputerową MAFIA, która pozwoliła przytłumić mu cały ból jaki go trawił. Bo nawet jego matka Ellie nie potrafiła (albo nawet nie starała się) w żaden sposób uśmierzyć bólu Jacka. Zawsze miała wstręt do