Światła na wzgórzu
Jego czułe uszy wychwyciły ludzkie głosy, zbliżające się od strony wsi. Odwrócił się, by zobaczyć, któż jeszcze wybrał się na spacer w tak wyborny dzień. Tą samą drogą, którą niedawno wędrował, szło dwoje nastolatków. W oczach mężczyzny były to jednak prawie dzieci. Czternastoletnie bliźniaki, Marcin i Eliza, i główna przyczyna niepokojów mieszkańców. To właśnie ta dwójka pierwsza dostrzegła światła, które niemal każdej nocy pojawiały się na wzgórzu i w okolicznych lasach. W ciągu zaledwie paru miesięcy zdołali rozdmuchać sprawę do takich rozmiarów, że utrzymywała się na językach już dobre pół roku. Ludzie z wioski mieli różne pomysły na pozbycie się problemu, ale jakoś nikt nie zauważył, że owe tajemnicze ogniki jeszcze nikomu nie zrobiły krzywdy. Część mieszkańców przestała nawet chodzić w tamte miejsca.
Bliźniaki dostrzegły Gerarda i już z daleka zaczęły mu machać. Były to całkiem ładne dzieciaki. Marcin ostatnio bardzo wyrósł i wydawał się niesamowicie chudy, ale twarz miał przystojną z ciemnymi oczyma, za którymi czaiła się psotna dusza, i gęste, czarne włosy, których niejeden pan mógłby mu pozazdrościć. Eliza właśnie zaczęła nabierać prawdziwie kobiecych kształtów i chętnie podkreślała to krótkimi spódniczkami i obcisłymi bluzkami. Buzię miała drobną, zwykle skrytą za kurtyną kruczych włosów, ale najpiękniejsze były jej oczy: brązowe i okolone naprawdę długimi i naprawdę gęstymi rzęsami.
— Nie wiedziałam, że lubisz spacerować po lesie — powiedziała radośnie dziewczynka, kiedy dostatecznie się do siebie zbliżyli. Gerard uśmiechnął się cwaniacko.
— Jeszcze niewiele o mnie wiesz — odparł, ściskając Marcinowi rękę. — A wy co, znowu będziecie bawić się w detektywów?
— No ktoś musi, nie! — wykrzyknął chłopak. — Tutejsza policja, jak zwykle, niewiele robi, a nam udało się rozwiązać już dwie sprawy!
— Tak, tak, tak, wiem o tym. Zaginięcie psa Marciniaków i rozgrzebane rabatki Goździkowej.
— Śmiej się, śmiej — prychnęła Eliza — ale pamiętaj, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
— Właśnie, a my się teraz zabieramy za coś naprawdę wielkiego...